26 kwietnia, 2023

Życie wiejskiej biblioteki i stan czytelnictwa w gminie Haczów na Podkarpaciu - wywiad z panią Grażyną Serafin

Jak obecnie wygląda stan czytelnictwa w gminie Haczów na Podkarpaciu i jak zmieniały się percepcje czytelników lokalnych filii bibliotecznych na przestrzeni ostatnich 30 lat? Jakie książki aktualnie cieszą się największym zainteresowaniem wśród młodzieży, studentów, dorosłych kobiet, seniorów? Kto korzysta z kafejki internetowej, a kto wypożycza prasę? Kto czyta Mroza, Stasiuka, Żulczyka, Radka Raka, Tokarczuk? Jeśli literatura nie jest dla idiotów, to dla kogo? Czy ktoś sięga po literaturę postkolonialną? Jak pozyskuje się środki na zakup książek? Jak wygląda życie kulturalne w wiejskiej bibliotece? Z jakimi wyzwaniami wiąże się praca lokalnego bibliotekarza? 

Moją rozmówczynią jest pani Grażyna Serafin — dyrektorka Gminnej Biblioteki Publicznej w Haczowie, bibliotekarka z 32-letnim stażem uhonorowana tytułem Podkarpackiego Bibliotekarza Roku 2022. Prywatnie moja sąsiadka.

Znajdujemy się w bardzo klimatycznej sali. Proszę opowiedzieć coś o historii tego miejsca. Kiedy budynek został oddany do użytku?

Znajdujemy się w Gminnej Bibliotece Publicznej w Haczowie. Obecnie biblioteka mieści się w odrestaurowanym dawnym budynku dworskim. Właścicielami tego budynku byli państwo Urbańscy. Ostatni z właścicieli, Mieczysław Urbański, zmarł w 1944 roku bezpotomnie i zapisał w testamencie budynek dworski na cele społeczne, kulturalne i oświatowe. W obecnej formie ten budynek funkcjonuje dopiero od roku. Przez kilkadziesiąt lat był nieodnawiany i dopiero teraz wójt znalazł środki finansowe na jego odbudowę. W tamtym roku budynek został oddany do użytku. 

Jak rozumiem, do prac remontowych zostali zaangażowani także podkarpaccy konserwatorzy zabytków?

Tak. Obecny budynek biblioteki jest w połowie zachowany w pierwotnej wersji, natomiast druga jego połowa jest już odbudowana zupełnie, ponieważ była całkowicie zniszczona. Odnowieniem tego budynku zajmowała się grupa studentów ASP pod nadzorem konserwatorów zabytków z Przemyśla, w oddziale w Rzeszowie. Udało im się odnaleźć pierwszą warstwę fresku z XVII wieku w tej sali, w której teraz się znajdujemy. Jest to zachowany fragment bordiury w kolorze bordowym. Natomiast na suficie został przywrócony ornament z XIX wieku. Ściany z kolei są odnowione na wzór XVIII wieku. 

Jest pani bibliotekarką od ponad 30 lat. Jak zmieniał się tutaj stan czytelnictwa na przestrzeni tych lat? Ludzie przychodzą do biblioteki częściej, rzadziej czy to nie ma znaczenia?

Z mojej perspektywy, to nie ma znaczenia. I ubolewam nad tym, że w mediach dużo mówi się o tym, że czytelnictwo w Polsce spada. A na wsiach to już w ogóle - mówi się, że tutaj już nikt nie czyta. Bardzo mi się to nie podoba, absolutnie się z tym nie zgadzam. Z mojego doświadczenia i moich obserwacji z pracy wynika, że zmieniają się tylko percepcje czytelnicze, grupy czytelnicze. Np. w danym roku przychodzą do nas głównie dzieci na etapie wczesnoszkolnym, w kolejnym zauważamy, że częściej przychodzą studenci.

Mówimy o wypożyczaniu lektur szkolnych i materiałów potrzebnych na studia?

Nie, wypożyczają literaturę beletrystyczną. Do biblioteki niezmiennie od lat przychodzi także starsza grupa wiekowa. Emeryci, którzy już od dzieciństwa są wdrożeni w czytelnictwo i z upływem lat to się u nich nie zmienia. 

Częściej przychodzą tutaj kobiety czy mężczyźni?

Akurat w Haczowie to nie ma znaczenia. Natomiast biblioteka w Haczowie ma jeszcze 5 filii bibliotecznych. W każdej wsi gminnej jest jedna filia. Tam już jest różnie. Każda miejscowość jest inna. Zmieniają się grupy wiekowe, grupy społeczne. W jednym roku jest np. więcej osób pracujących, w drugim bezrobotnych, później emerytów. Zmieniają się też nośniki. Mamy teraz książki elektroniczne, cyfrowe. Ale ludzie czytają cały czas. Dlatego zastanawiam się, skąd wynika ta tendencja do głoszenia tez, że czytelnictwo spada? Może chodzi o rodzaj prowadzenia statystyk bibliotecznych na użytek tych sondaży… Zdarzają się sytuacje, że jedna osoba wypożycza książkę, ale przekazuje ją dalej, jest czytana także przez innych domowników, czego nie uwzględniają statystyki. 

Myślę, że nie wynika to ze statystyk, ale z fantazji publicystów. Ludzie, którzy od lat mieszkają w dużych miastach, nie mają pojęcia, jak obecnie wygląda to tutaj. Dlatego wyobrażają sobie ten region, zamiast po prostu przyjechać i zapytać, jak jest naprawdę. 

Wspominała pani o młodzieży. Jakie książki obecnie czytają? Po jakie gatunki sięgają?

Głównie po fantastykę i kryminały. W ogóle jeśli chodzi o polską fantastykę, to najczęściej wypożyczani autorzy to: Jacek Piekara, Ziemiański, Pilipiuk, Sapkowski, a  z literatury zagranicznej John Flanagan cykl „Zwiadowcy”, J.R.R. Tolkien, George R.R. Martin.

A co czyta młodzież, zaraz przyniosę…

Maria Łabęcka, „All of Your Flaws”, „Despite Your (Im)perfections”. Holly Black, John Flanagan. O, macie też Herytierę Pizgacz. 

Mamy jeszcze takie pisarki jak Colleen Hoover, Kasie West. Julia Biel, „To nie jest, do diabła, love story”. To czyta młodzież. 

Młodzież, czyli osoby w jakim wieku?

No właśnie, obniżył się ten młodzieżowy wiek. Martę Łabęcką czytają 12-14-latki. Colleen Hoover tak samo. Herytierę czytają od 14. roku życia. Chociaż, jakbyśmy im pożyczyły, to nawet niektóre dziesięciolatki by to już czytały. Wiek inicjacji seksualnej się obniżył. 

No właśnie, bo to są głównie jakieś romansidła. 

Tak. W tych książkach są już przemycane sceny erotyczne i chyba to w dużej mierze przyciąga dzisiejsze nastolatki. Opowieści o młodzieńczych zauroczeniach, miłości. 

Poza tym dzieci i młodzież lubią się bać. Kręci ich groza. Mimo że wszyscy jesteśmy straszeni z każdej możliwej strony, nastolatki szukają w książkach dodatkowej adrenaliny. Chcą, żeby coś się działo.

Trzeba przyznać, że najgorszy wiek, tj. najbardziej martwy jeśli chodzi o chęć czytania i wypożyczania książek w naszej bibliotece, to właśnie chłopcy z 7-8 klasy szkoły podstawowej. Dziewczynki czytają mniej więcej na takim samym poziomie jak kiedyś. Natomiast kiedyś chłopcy wypożyczali książki przygodowe, fantastyczne, komiksy. Obecnie mało czytają. 

Wybory czytelnicze młodzieży (kwiecień 2023)

A co czytają seniorzy?

Powieści historyczne, biografie. No i klasykę literatury - zarówno polską, jak i światową. Ubolewam nad tym, że klasyka, jeśli chodzi o wybór czytelniczy młodzieży, trochę kuleje. Co prawda zdarzają się takie osoby wśród studentów, może dlatego że studiują np. polonistykę. W grupie studenckiej jest też dużo zapytań o książki obcojęzyczne. Jeśli ktoś studiuje filologię angielską, potrzebuje książek w języku angielskim.

Czyli w Waszej bibliotece brakuje głównie takich pozycji?

Myślę, że w ogóle brakuje ich na rynku. Wydaje się sporo dwujęzycznych bajek dla dzieci. Ale literatura dla dorosłych, jeśli już się pojawia, to są to drogie rzeczy. My też nie nastawiamy się na zakup takiej niszowej literatury w większych ilościach, ponieważ u nas to też kuleje. Książki obcojęzyczne są wypożyczane chyba w większych miastach, tam, gdzie jest więcej studentów, w bibliotekach uczelnianych. Co oczywiście nie oznacza, że u nas takich potrzeb nie ma. 

Czy poza książkami obcojęzycznymi są takie tytuły, o które czytelnicy pytają, ale ich nie macie?

Staramy się od razu odpowiadać na takie zapotrzebowania. Wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom naszych czytelników. Jeśli o coś zapytają, od razu to zamawiamy. Od zeszłego roku mamy też zakupionych 10 kodów dostępu do platformy Legimi. Dzięki temu czytelnicy mogą pobierać sobie stamtąd audiobooki, e-booki, synchrobooki. 

Natomiast mamy problem z nadążaniem za kanonem lektur szkolnych, który często się zmienia. Nie jesteśmy w stanie zakupić na początek roku szkolnego wystarczającej liczby książek, potrzebnych szkole, bo szkoła sama do końca nie wie, czego będzie potrzebować. Wynikają z tego różne problemy. Rodzice wychodzą z biblioteki niezadowoleni, bo danej lektury jeszcze nie ma. Później okazuje się, że ta książka będzie lekturą szkolną tylko przez rok. W kolejnym roku znowu zmienia się kanon. I potem taka książka leży na półce, to są źle wydawane pieniądze. 

Mamy też duże zapotrzebowanie na książki logopedyczne i sensoryczne bajki. 

A co czytają kobiety w wieku 30-40 lat, pracujące?

One też czytają fantastykę i kryminały, zwłaszcza Mroza. No i romanse, niestety, romanse. 

Niestety [śmiech].

Mówię „niestety”, chociaż myślę, że nie do końca niestety. Bo to że ktoś czyta tę, brzydko mówiąc „gorszą literaturę”, to wcale nie oznacza, że po jakimś czasie nie zmieni czytelniczych percepcji. Przecież może to sobie wyrobić, ukształtować chęć czytania literatury bardziej ambitnej, niekoniecznie popularnej. Może, ale nie musi. Kobiety tłumaczą się np. tym, że codzienny stres w pracy i przy wychowywaniu dzieci powoduje, że chcą to wszystko odreagować, odstresować się. Dlatego wybierają literaturę rozrywkową. 

A czy macie coś takiego jak dział: literatura feministyczna?

Nie.

Jeśli chodzi o kobiety z tego przedziału wiekowego, w Warszawie jakiś czas temu królowała „Czuła przewodniczka” Natalii de Barbaro. Ktoś to tutaj wypożycza?

Tak, też jest czytana. I jeszcze Ewa Cielesz. Może miałaś z nią do czynienia? Ona mieszka pod Warszawą. 

Nie wiem, kto to jest.

Ewa Cielesz napisała tryptyk „Pochyłe niebo”. Prowadzi też prywatny teatr dla dzieci i młodzieży. Sama pisze też sztuki teatralne. Bardzo trafiła do naszych czytelniczek. To jest taka może mniej ambitna literatura, ale nie jest ona też niskich lotów — to nie jest typowe romansidło. Autorka przemyca różne wątki historyczne, obyczajowe, psychologiczne. Kiedy była u nas na spotkaniu autorskim, wspominała, że jej babcia urodziła się na Kresach, dlatego też pojawiają się u niej wątki kresowe. Wspomniałam o pani Ewie, ponieważ po spotkaniu z nią kilka osób zapisało się do biblioteki,  będąc pod dużym wrażeniem jej sztuki pisania. Jej powieści pisane są piękną polszczyzną, nasycone pięknymi opisami przyrody i zdrowym poczuciem humoru.

Oczywiście to nie jedyna ulubiona polska pisarka, jest ich znacznie więcej. Np. Barbara Kosmowska, Sylwia Trojanowska, Edyta Świętek, Paulina Świst. Poza tym Wojciech Chmielarz, Aleksander Rogoziński i wielu innych. Można byłoby tak długo wymieniać . 

Obecnie króluje u nas literatura kresowa. Jak tylko ukażą się jakieś książki na temat Kresów, nawet te popularnonaukowe, są przez naszych czytelników mile widziane i czytane. 

A literatura obozowa, związana z Holocaustem? Jest taki poczytny pisarz — Max Czornyj, ostatnio mocno kontrowersyjna postać w środowisku literackim.

Tak, jest czytana. Mamy wszystkie jego książki. 

Czy ktoś czyta autorów lokalnych, piszących o lokalnej kulturze? Andrzej Stasiuk, Radek Rak?

Tak, Stasiuk jest wypożyczany. Głównie przez osoby starsze. W średnim wieku zresztą też. Młodzież, poza wyjątkami, rzadko się za to bierze. Na bieżąco uzupełniamy jego książki. „Baśń o wężowym sercu” Radka Raka też mamy, jest czytany. Nie nagminnie, ale ma wybiórcze, wyselekcjonowane grono czytelnicze. 

A Jakub Żulczyk? 

Mimo że ma specyficzny, niekiedy bardzo wulgarny język, to jest taka jedna książka, możesz mu powiedzieć, że czytała ją emerytowana polonistka. Pani w wieku 80 lat, może jeszcze nie. I była tą książką zachwycona. Nie raził jej język, zresztą, jeżeli to jest wyrobiony czytelnik, mający już jakieś swoje percepcje, to skupia się na zagadnieniu, jakie go interesuje. I właśnie tę nauczycielkę bardzo zafrapowała fabuła. Ta książka to „Ślepnąc od świateł”. Świat korporacji, młody zamożny człowiek, narkotyki. Poleciła tę powieść kilku osobom i dlatego dokupiłyśmy więcej jego książek. Obecnie mamy chyba wszystkie tytuły. Poza “Ślepnąc od świateł”, najczęściej czytane jest „Wzgórze psów” — to z kolei kręci głównie facetów. 

Czy zauważyła pani w ostatnich latach wzrost zapotrzebowania na książki z działu psychologia, psychoterapia?

Tak, bardzo. Często czytają Ewę Woydyłło i „Potęgę podświadomości”. Była jeszcze taka znana pisarka, pisząca książki z pogranicza psychologii, religii, duchowości…

Regina Brett?

Tak. I to właśnie od niej to wszystko się zaczęło.

I kto takie książki wypożycza?

Zaczęły sięgać po tę książkę młode mężatki. Książki psychologiczne wypożyczają osoby w przedziale wiekowym 20-40 lat. Starsi wolą czytać literaturę religijną. Mamy ostatnio duże zapotrzebowanie na literaturę religijną. Powieści religijne, pamiętniki, biografie, wspomnienia. 

Kto, poza dziećmi i młodzieżą, przychodzi zakładać karty biblioteczne?

Przychodzą osoby, które wyszły z okresu pieluch. Kiedyś czytały, potem nie miały na to czasu i teraz znowu chcą czytać. 

Odchowały dzieci?

Tak, właśnie takie osoby. Z kolei rzadko przychodzą zakładać karty osoby starsze, emeryci. Czasem przychodzą także osoby przyjezdne, które przeprowadziły się tutaj z innego środowiska. Ale generalnie to są osoby, które kiedyś czytały. Potem z jakiegoś powodu zaprzestały, i znowu chcą czytać.

Właśnie, jest jeszcze Olga Tokarczuk. Ją czytają głównie takie kobiety, po pięćdziesiątce. Co prawda po „Prawiek i inne czasy” sięgają też kobiety młodsze. Natomiast pozostałe, pomijając „Księgi Jakubowe”, bo dosłownie kilka osób przez to przebrnęło, często ją czytają. I jest dobrze odbierana. 

Olga Tokarczuk jakiś czas temu powiedziała, że literatura nie jest dla idiotów i wokół tych słów rozkręciła się afera medialna. Co pani o tym sądzi, czy te słowa również tutaj dotarły?

Tak, dotarły do mnie. Ona w tej wypowiedzi w jakiś sposób ograniczyła krąg czytelniczy. Moim zdaniem chodziło jej o to, że jej książki czytają ludzie wykształceni, mieszkający w miastach. Odebrałam to tak, jakby uderzyła w ludzi mieszkających na wsi i mniej wykształconych. Uważam, że te słowa były bardzo nietrafione, chociażby z punktu widzenia naszego środowiska. Wiele osób ją u nas czyta, i chwali sobie tę literaturę. Tokarczuk ma otwarte poglądy, ale w swoich książkach niczego nikomu nie narzuca. Ludzie ją sobie chwalą, mówią, że bardzo dobrze pisze. Trafia do naszych czytelników. To jest wbrew pozorom trudna, a jednocześnie lekko czytająca się literatura. Poza wspomnianymi „Księgami Jakubowymi”.

Czy zeszłoroczną noblistkę, Annie Ernaux, również macie w bibliotece? Ktoś o nią pyta?

Co prawda ja jej jeszcze nie czytałam, ale aż sobie dopiszę do listy. I pójdę sprawdzić, czy jest.

Jest. „Lata”. Nobel 2022. Mamy. Staramy się być na bieżąco. 

Przychodzą tutaj osoby, które pytają o pozycje nagradzanych autorów. Są takie jednostki, choć nie wypożycza się tego gremialnie. 

To nie jest prawda, że na wsiach mieszkają głupi ludzie. Ludzie tutaj także mają aspiracje, wyższe ambicje, niekoniecznie sięgają po gnioty. Szukają bardziej ambitnej literatury w internecie, a potem o nią pytają. Odpowiadamy na każde zapotrzebowanie. Po zakupie takich książek reklamujemy je; dodajemy komentarz na naszej stronie internetowej, Dyskusyjny Klub Książki pisze także recenzje na ich temat. Dzięki temu ludzie dowiadują się o istnieniu tych książek. Są zainteresowani, a potem przychodzą i o nie pytają. 

Zdążyłam zauważyć, że macie obszerny dział literatury amerykańskiej. A literatura azjatycka, narodów afrykańskich? A może macie literaturę postkolonialną?

My to klasyfikujemy jako literaturę pozostałych narodów. Oczywiście, mamy taką literaturę. Ostatnio czytana jest zwłaszcza literatura japońska i iberoamerykańska. Zdarzają się osoby, które taką wysublimowaną literaturę pożyczają. Ale jest ich mało. Zastanawiam się, z czego to wynika. Czy z przekonania, że u nas takich książek nie ma? Czy raczej z tego, że to są książki trudne, bardziej wymagające, bo trzeba przenieść się do innej kultury, innych nawyków, obyczajów? Nie wiem. 

Czy ktoś przychodzi wypożyczać prasę?

Powiem szczerze, że wypożyczanie prasy raczej kuleje. Ubolewam nad tym. Co prawda ostatnio czytelnicy trochę przekonali się do czasopisma historycznego „Mówią Wieki”. Czytane są też typowo kobiece kwartalniki, np. „Pani”. 

Zawsze tak było?

Nie. Tendencja zmieniła się, kiedy pojawiły się portale internetowe. Poza tym gazety są stosunkowo tanie, zwłaszcza typowo kobiece czytadła (nie mówię tutaj o miesięcznikach i kwartalnikach). Kiedyś chętnie czytano „Cztery Kąty”. Obecnie wspomniane „Mówią Wieki” o tematyce historycznej i czasopisma regionalne.

Kto je wypożycza? 

Mężczyźni, najczęściej 50+. 

Znajdujemy się w pięknej zabytkowej sali, w której urządziliście kafejkę internetową. Macie sporo stanowisk komputerowych. Jak obecnie wygląda korzystanie z takich usług? Podejrzewam, że kilkanaście lat temu częściej używano bibliotecznych komputerów?

Teraz przychodzi mniej osób pojedynczych, indywidualnych. Z kolei przychodzą np. osoby starsze, które chcą coś wydrukować, znaleźć na poczcie, wysłać maila. I potrzebują pomocy. W naszej bibliotece odbywają się kursy komputerowe dla seniorów i kafejka jest wykorzystywana głównie w tym celu. Poza tym prowadzone są także szkolenia informatyczne dla dzieci i rodziców z zakresu bezpieczeństwa w sieci.

Sufit w kafejce internetowej

Kto finansuje zakup książek w bibliotece gminnej?

Mamy głównie budżet od organizatora. Ale piszemy też projekty. Bierzemy udział w Narodowym Programie Rozwoju Czytelnictwa 2.0 i otrzymujemy dofinansowanie w ramach kierunku interwencji „1.1. Zakup i zdalny dostęp do nowości wydawniczych. Priorytet 1.”

Listę rankingową bibliotek uprawnionych do otrzymania dofinansowania zatwierdza Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Istnieją różne grantowe możliwości pozyskania środków na działalność biblioteki. Ten projekt dotyczy stricte zakupu książek. 

Sami możecie wybierać książki, które kupujecie z tych środków, czy macie jakąś listę?

Od początku lat 90. możemy wybierać je sami. Natomiast jeśli chodzi o środki ministerialne, istnieją pewne warunki konieczne do spełnienia. Po pierwsze mają to być nowości wydawnicze. I środki muszą zostać rozdysponowane proporcjonalnie, tj. część pieniędzy na zakup książek dla dzieci, część dla dorosłych, a część na zakup literatury popularnonaukowej. Ogólnie coś dla każdej grupy czytelniczej. Z tych pieniędzy możemy także kupować książki elektroniczne. Zakupiliśmy w ten sposób 10 kodów dostępu do platformy Legimi.

Czy w ciągu ostatnich 5 lat macie więcej pieniędzy na zakup książek niż wcześniej?

Tak, mamy więcej pieniędzy. Wypracowałyśmy to sobie same. Należy wspomnieć, że żeby ubiegać się o grant z tego Priorytetu 1, trzeba mieć także wkład własny - im więcej włoży się własnych pieniędzy, tym większe są możliwości pozyskania dużej dotacji. Rokrocznie, sukcesywnie, zwiększałyśmy wydatki finansowe na zakup książek, dzięki czemu w zeszłym roku udało nam się otrzymać z tego projektu 20 tys. zł. Widzą, że się staramy. 

Całkiem dobrze układa nam się także współpraca z obecnym samorządem gminnym. Nie zmniejszają nam środków i na bieżąco starają się dokładać do utrzymania budynków. Dzięki zwiększonym funduszom z budżetu gminy możemy wydawać więcej pieniędzy na książki. Tym samym dostajemy też więcej środków ministerialnych. 

Czy przyjmujecie książki w formie darowizny od indywidualnych osób, jeśli Wam je przynoszą?

Tak, przyjmujemy. Z tym, że selekcjonujemy je. To muszą być książki potrzebne w naszym środowisku. Nie mogą być zniszczone, zupełnie zdezaktualizowane, np. zawierające jakieś przekłamania historyczne. Tego nie przyjmujemy. Nie przyjmujemy też podręczników szkolnych.

Czyli można wysłać paczkę. 

Można.

W takim razie wyślę paczkę z Warszawy. Niemal wszystkie książki, które przeczytałam, oddaję komuś, sprzedaję. Nie rozumiem idei gromadzenia książek. 

Któryś święty tak robił. Nie pamiętam kto. A może to był ks. Jan Twardowski? W każdym razie uważał, że książka powinna żyć. Dlatego je rozdawał. 

Słyszałam od Koła Gospodyń Wiejskich, że organizujecie akcję Narodowego Czytania. Na czym to polega w bibliotece gminnej? 

To rządowy projekt, który zapoczątkował prezydent Komorowski. Odbywa się głosowanie (nie pamiętam, kto zasiada w kapitule), i spośród zaproponowanych książek wybierana jest lektura roku. Do tej akcji mogą zgłosić się wszystkie biblioteki za pośrednictwem formularza znajdującego się na stronie internetowej prezydenta RP. Tam wypełniamy formularz zgłoszeniowy i przedstawiamy plan wydarzenia. Uwzględniamy w nim dzień i godzinę, opisujemy, jak orientacyjnie wygląda scenariusz. Każda biblioteka sama opracowuje sobie scenariusz Narodowego Czytania, nie ma żadnej odgórnie narzuconej formy. 

To jest akcja społeczna, dlatego zapraszamy szkoły, przedstawicieli władz samorządowych, mogą się do nas zgłosić także zwyczajni mieszkańcy, czytelnicy. Z reguły jest tak, że musimy zapraszać do tego wydarzenia konkretne osoby. Ludzie krępują się, wstydzą. Jedynie dzieci podchodzą do tego spontanicznie. Dlatego najlepiej wcześniej wybrać jakąś grupę, uprzedzić ją. 

Czy te osoby same wybierają sobie fragmenty, które chcą przeczytać?

Nie, robimy wspólny scenariusz z tymi osobami. Natomiast jeśli któraś z nich bardzo chce przeczytać konkretny fragment, bo ma do niego sentyment, to oczywiście uwzględniamy to w scenariuszu i taka osoba go czyta. 

W 2021 roku czytaliśmy „Moralność pani Dulskiej”, a ostatnio ”Ballady i romanse” Adama Mickiewicza. W Haczowie funkcjonuje amatorska grupa teatralna. To są dorosłe osoby. I już dwa razy udało im się stworzyć przedstawienia: na podstawie „Koziołka Matołka” i „Smerfów”. Te występy dobrze przyjęły się w środowisku. Spotkania grupy teatralnej odbywają się rzadko, bo to są osoby pracujące, przez co nie mają czasu. Ale te osoby lubią czytać, recytować, szybko uczą się na pamięć, lubią się pokazać. Chcą, po prostu chcą działać. Dlatego zaprosiłyśmy je do tej akcji i wspólnie z nimi zrobiłyśmy spektakl. „Moralność pani Dulskiej” to była rzeczywiście typowo teatralna inscenizacja. Natomiast „Ballady i romanse” były oparte bardziej na słowie mówionym i czytanym, ale nie w stricte teatralnym wymiarze. Pięknie to wyszło. W plenerze, w parku dworskim. 

Wcześniej w naszej rozmowie wspominała pani także o Dyskusyjnym Klubie Książki…

Tak, przy naszej bibliotece działa Dyskusyjny Klub Książki. Jest to klub dla dorosłych, liczący 14 członków. Ale na każde spotkanie przychodzi około 10-12, w zależności od ich dyspozycyjności. Są to osoby w różnym wieku, zarówno młode dziewczyny, jak i starsze panie. Ubolewamy, że w klubie nie mamy mężczyzn.

I na czym to polega?

Klub dyskusyjny działa pod egidą Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Rzeszowie. Biblioteka pozyskuje środki na zakup książek z Instytutu Książki. Kupuje przeważnie nowości wydawnicze, książki nagradzane, bardziej ambitną literaturę. Przystąpienie mniejszych bibliotek do takiego klubu jest dowolne. Na terenie województwa podkarpackiego klub dyskusyjny działa w kilkunastu bibliotekach, również w naszej. Obecnie spotykamy się 6 razy w roku. Wcześniej mieliśmy spotkania nawet raz w miesiącu, ale Biblioteka Wojewódzka ma coraz mniej środków finansowych na prowadzenie tych klubów, tj. na finansowanie zakupu książek. 

Na czym to polega… Wybieramy sobie z listy 10 książek, które nam przesyłają. W ciągu miesiąca musimy je przeczytać, a następnie odesłać. Te przesyłki są dla nas darmowe. Potem musimy się spotkać, dyskutujemy nad tą lekturą, z każdego spotkania musimy napisać recenzję i wysłać ją do Biblioteki Wojewódzkiej. A oni wysyłają to do Instytutu Książki. Organizowany jest także konkurs na recenzję roku i recenzję miesiąca. 5 lat temu moja recenzja dostała taką nagrodę. Oprócz tego nasz klub organizuje wieczory poezji, na które zapraszamy osoby z zewnątrz. 

Jako biblioteka bierzemy też udział w ogólnopolskiej akcji Tydzień Bibliotek i Noc Bibliotek. Na podstawie wytycznych, jakie dostajemy od organizatorów, przygotowujemy scenariusz tych wydarzeń u nas. W planie uwzględniamy np. wyświetlanie filmów dla dzieci, do których wcześniej dostajemy linki. 

A właśnie, musimy się pochwalić, że niedawno wydałam książkę poetycką Małgosi Kaczkowskiej z Jabłonicy Polskiej. Wiedziałam, że od dziecka pisze poezję. Dlatego zapytałam ją o zgodę na to, aby wydać jej tomik poezji. Zilustrowałyśmy go jej zdjęciami, bo jest też fotografką. Wydałam tę książkę jako biblioteka, a następnie zgłosiłam ją do konkursu Związku Literatów Polskich - oddział w Rzeszowie. Otrzymała za niego nagrodę honorową. 

Można ten tomik wypożyczyć w bibliotece? 

Niestety, chyba go już nie mamy. Rozdałyśmy go. Biblioteka częściowo sfinansowała to wydanie książki, dlatego nie mogłyśmy jej sprzedawać. Należy wspomnieć, że na wydanie książki znaleźliśmy także lokalnych sponsorów. Rozeszła się bardzo szybko w 80 egzemplarzach. To piękna poezja, poważna, dojrzała. Musimy zrobić dodruk. 

To świetna opcja, że biblioteka może wydać dzieła lokalnego twórcy. 

Mało tego, w naszej bibliotece robimy nawet wieczory muzyczne. Mamy zaprzyjaźnioną byłą dyrektorkę szkoły podstawowej w Malinówce, panią Dorotę Gierlach. Ona ma talent muzyczny, wokalny. Jest już na emeryturze, ale nadal chce się spełniać, spotykać się z ludźmi, a przede wszystkim śpiewać. Robi to amatorsko, niezawodowo. 

Dla lokalnej społeczności.

Tak, lokalnie. Raz na kwartał organizujemy jej recital. Zaczęłyśmy od muzyki z lat 30., 40., obecnie przygotowujemy recital na lata 70., który odbędzie się chyba w czerwcu. 

Rozumiem, że na każdym spotkaniu śpiewa piosenki z konkretnej dekady?

Tak, robi prezentację na temat poetów, muzyków, kompozytorów z tej konkretnej dekady i przy okazji śpiewa piosenki z tamtych lat. 

Kilka tygodni temu otrzymała pani tytuł Podkarpackiego Bibliotekarza Roku 2022. Jakie kryteria brano pod uwagę, przyznając pani tę nagrodę? 

Należę do Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich. Cała nasza biblioteka przystąpiła do tego stowarzyszenia, zapisałam do niego kilka naszych bibliotekarek, w tym siebie. Kilka razy w roku organizujemy sobie merytoryczne spotkania, na których omawiamy bieżące tematy z życia biblioteki, robimy też szkolenia online. W ramach stowarzyszenia musimy działać, organizować sobie takie wydarzenia. Kilka razy w roku sporządzamy z tego sprawozdania i wysyłamy je do okręgu rzeszowskiego, a oni przesyłają je do Warszawy. Raz na jakiś czas spotykamy się z innymi członkami stowarzyszenia w Rzeszowie. Panie w okręgu rzeszowskiego również były u nas w Haczowie, oglądały bibliotekę. Z racji tego, że od kilku lat obserwują, że sporo się u nas dzieje, biblioteka się rozwija, to poddali moją kandydaturę do tego tytułu. Udało się ten tytuł zdobyć. To jest nagroda za całokształt działalności kulturalnej w bibliotece, za zaangażowanie, za nowatorskie upowszechnianie czytelnictwa. Za to, że cały czas coś się w niej dzieje. 

Spotkałam się ze stwierdzeniem, że praca bibliotekarza to praca łatwa, przyjemna, bezstresowa. Czy zgadza się pani z tą tezą? A może istnieją trudności związane z tym zawodem, których czytelnicy nie widzą? 

Absolutnie nie uważam, że to jest łatwa, lekka i przyjemna praca [śmiech]. Jeśli lubi się swój zawód i lubi się ludzi, to chyba każda praca jest łatwa, lekka i przyjemna. Natomiast chociażby dlatego, że panuje takie przekonanie, że w bibliotece nic się nie robi - już to nakłada presję, żeby coś zrobić. Po drugie praca bibliotekarza jest niszowym zawodem. Mniej szanowanym, mało prestiżowym. Aczkolwiek to bardzo trudny i wymagający zawód. 

I ważny.

Ważny. Chociażby w kontakcie z czytelnikami. Czasami czytelnik przychodzi głównie po to, żeby się wygadać. Ma jakiś problem. Wypożyczenie książki do dla niego drugorzędna sprawa.

Psychoterapia. 

Tak. Na takiej zasadzie to działa. Czasami czytelnik jest bardzo zagubiony i szuka książki jako narzędzia terapeutycznego. Czasami nie wie, czy w ogóle warto sięgać po książkę. Przychodzi, bo ktoś mu podpowiedział, że czytanie to jest jakaś droga terapeutyczna. Wtedy trzeba mu coś polecić, trzeba mu pomóc. To trudne, kiedy sam nie chce wyartykułować wprost, z czym ma problem. Bardzo się wstydzą sami sięgnąć po takie poradniki jak radzić sobie ze stresem, jak radzić sobie z depresją, z alkoholizmem. Takiego czytelnika trzeba na nie naprowadzić, ale w taki sposób, żeby go nie urazić, nie zrazić. Często to odbywa się okrężną drogą. Najpierw proponuje się mu jakąś lekką książkę, potem stopniowo zwiększa się dawki. Proponuje się je w rozmowie. A może to? A może tamto?

Z jakimi jeszcze wyzwaniami musi się pani mierzyć w tej pracy?

Ludzie są roszczeniowi. Zdarzają się osoby, które nie oddają książek w terminie. Nie wiadomo, w jaki sposób ich ponaglić, zdyscyplinować. Jaki wybrać złoty środek. W naszej bibliotece nie ma systemu naliczania kar pieniężnych. Kiedyś próbowałyśmy to wprowadzić, ale niektóre osoby bardzo źle na to reagują. Myślą, że biblioteka zarabia na tym krocie. Nie wiedzą, gdzie te pieniądze idą, chociaż daje się im pokwitowanie. Źle reagują na wszelkie ponaglenia, upomnienia. To są co prawda wybiórcze przypadki, ale to źle wpływa na wizerunek biblioteki. Bo te osoby, wiadomo, rozpowiadają to. 

Czytelnicy przeważnie tłumaczą przetrzymywanie książek: „za każdym razem jak chciałam oddać, to ciebie akurat nie było”. Rzeczywiście, w naszych filiach czasem zdarza się, że akurat jakaś dziewczyna zachorowała, nie było jej w pracy. Ale tutaj, w Haczowie, mamy trzy pracownice, biblioteka jest czynna do 18:00. Naprawdę istnieje możliwość oddania książki.

Egzekwowanie tych zwrotów jest bardzo nieprzyjemne. Ale poza tym jest cudownie! Spotykamy się z ludźmi - różnymi. Czasem interesującymi, czasem smutnymi, załamanymi. Ale znam takie przypadki, że ktoś na pewnym etapie życia ma kłopot, więc sięga po książkę. I jeśli ta książka jest dobra, trafi do niego, to rzeczywiście ma ona moc terapeutyczną. To nie musi być książka z zakresu religii, duchowości. Absolutnie nie. Wystarczy, że zawiera jakiś pozytywny czynnik, daje natchnienie. Czasem wystarczy, że ktoś zajmie myśli, oderwie się na chwilę od smutku, od tragedii. 

Tak jak wspominałam, problemem jest to, że niektórzy czytelnicy nie mówią wprost, czego chcą. Przeważnie kobiety chcą wypożyczyć romans, książkę nasyconą erotyzmem, seksem. A nie powiedzą tego wprost. Nazywają to np. literaturą relaksacyjną, przygodową. Wstydzą się. Obserwuję takie zachowania, dlatego też staram się im pomóc. W bibliotece obowiązuje oczywiście dyskrecja. Nie chcemy zrażać do siebie takich czytelników.

Na usprawiedliwienie tych wstydliwych reakcji dodam, że wbrew pozorom sprawa nie dotyczy kobiet niewykształconych, tzw. kur domowych. Nie. To dotyczy także, a nawet częściej, kobiet wykształconych, o pewnej pozycji społecznej. Mówię to, bo chcę odkłamać stereotypy, że na wsi kobiety są ograniczone i głupiutkie. Skończyły się także czasy, że w wiejskiej bibliotece pracuje szwaczka czy praczka. U nas pracują panie z wyższym wykształceniem pedagogicznym. Bibliotekarskim lub z bardzo pokrewnym, humanistycznym kierunkiem. Użytkownicy bibliotek są wszędzie tacy sami, bo to po prostu zwykli ludzie.

I w Waszej bibliotece nie ma obmawiania żadnych czytelników.

Nie ma. Nie możemy sobie pozwolić na coś takiego. Trzeba szanować każdy wybór czytelniczy, każdego człowieka. Czy starszego, czy młodszego. Bo czytanie to jest intymna sfera. To co czytasz, zdradza dużo o tobie.

Paryżewo

Czytaj oraz wspieraj dziennikarstwo i publicystykę na wysokim poziomie.
Zobacz, kto mnie rekomenduje:
Więcej
paryzewo.pl 2023 - wszystkie prawa zastrzeżone