Tekstów na temat rekonstrukcji historycznych powstało wiele i w niemal wszystkich dostępnych w internetach dominują dwie narracje – czarna albo biała. Z czarnej kilka lat temu zasłynęła „Gazeta Wyborcza”, pisząc o rzekomych nazistowskich poglądach rekonstruktorów odtwarzających jednostki niemieckie z II wojny światowej, którzy pod płaszczykiem walorów edukacyjnych mieliby ukrywać swoje rzeczywiste sympatie polityczne. Po tym reportażu w sieci pojawiło się sporo komentarzy - zarówno ludzi ze środowiska, jak i spoza niego, które „Wyborcza” zebrała i opublikowała w sekcji „Opinie” (linki do wymienionych artykułów zamieszczę na końcu tekstu). Kolejny reportaż, również na łamach „Wyborczej”, dotyczył odtwarzania łapanek i publicznych egzekucji, co niejednokrotnie miało miejsce we Wrocławiu. Autorka zarzuciła rekonstruktorom przekraczanie granicy dobrego smaku. Jeszcze inny, krytyczny tekst w tym temacie powstał w 2016 roku w „Gazecie Prawnej”. Był to wywiad z antropologiem kultury prof. Wojciechem Bursztą, który stwierdził, że „Rekonstrukcje historyczne to wtłaczanie w umysły młodych ludzi zupełnie fałszywego wyobrażenia wojny, męczeństwa i cierpienia”. Natomiast jednym z najświeższych artykułów przedstawiających rekonstrukcje w niekorzystnym świetle, jest tekst Agaty Szczęśniak z „Oko.press” (2020) informujący o hojnym finansowaniu ich przez premiera Morawieckiego i zarzucający rekonstruktorom uprawianie polityki historycznej.
Pozytywnych artykułów na temat grup rekonstrukcyjnych powstało o wiele więcej i nie sposób ich wszystkich tutaj wymienić. W głównej mierze były to wywiady z rekonstruktorami przeprowadzone przy okazji rocznic ważnych wydarzeń historycznych. „Wyborcza” potrafiła ukazać rekonstruktorom również swoją ludzką twarz i zrobiła z nimi kilka ciekawych rozmów, chociażby w 2016 roku z grupą Poznańczycy odtwarzającą bitwę pod Verdun (1916) czy reportaż na temat rzemieślników „ubierających rycerstwo”. Zdecydowana większość pozytywnych tekstów przedstawiała rekonstruktorów jako fascynujące osoby o oryginalnej pasji, którą dzielą się z innymi i chętnie przekazują swoją wiedzę za pomocą „lekcji żywej historii”.
Kim są rekonstruktorzy historyczni? Dlaczego wybrali taką pasję? Jakie rzeczywiście mają poglądy i podejście do odtwarzanych przez siebie sylwetek? Co szczerze sądzą o wartości merytorycznej „reko”? Jakie zmiany w środowisku dostrzegli na przestrzeni ostatnich kilku lat? Jakie najlepsze i najgorsze rzeczy ich tam spotkały? Które grupy szanują, a które uważają za „mumińskie”? Jakie relacje panują pomiędzy członkami grup, innymi grupami i jak w tym „męskim świecie” odnajdują się kobiety?
Odpowiedzi na te i wiele innych pytań postanowiłam szukać ad fontes, czyli wśród samych rekonstruktorów. Moją intencją było stworzenie w oparciu o ich opowieści tekstu ukazującego to środowisko w możliwie najbardziej pełny i niejednolity sposób, z którego przy okazji wyłoniłoby się kilka cech wspólnych. Chciałam zagłębić się w tę hermetyczną grupę w roli biernego obserwatora i przedstawić obraz jej wnętrza osobom zupełnie niezwiązanym z „reko”. Moich rozmówców szukałam na grupach tematycznych na Facebooku i za pośrednictwem znajomych, toteż większości z nich nie znałam wcześniej osobiście. Zależało mi na różnorodności, dlatego odpowiedzi udzieliło mi sześć osób odtwarzających sylwetki: żołnierza polskiego z września 1939 roku, Ochotniczej Legii Kobiet, armii amerykańskiej z II wojny światowej, sanitariuszki z powstania warszawskiego, cywilów (zarówno z pierwszej, drugiej wojny, jak i międzywojnia), partyzantki antyniemieckiej (1943-45), podziemia antykomunistycznego (1945-50), armii Imperium Rosyjskiego z I wojny światowej, Armii Czerwonej (1918-1920), formacji antybolszewickiej wojny domowej w Rosji (1917-22). Nie mogło również zabraknąć żołnierza Wehrmachtu (1942-45) i Waffen SS (1939-45). Z uwagi na ograniczenie objętości tekstu skupiłam się wyłącznie na rekonstruktorach odtwarzających wydarzenia z XX wieku. Część moich rozmówców działa w rekonstrukcji od kilkunastu lat, część z nich odeszła po kilkunastu miesiącach.
CECHY WSPÓLNE REKONÓW
„Ludzie działający w rekonstrukcji mają wypracowane poczucie wspólnoty. Wspólny język niezrozumiały dla kogoś z zewnątrz i zazwyczaj mimo zupełnie różnych epok można się dogadać. Jesteśmy naprawdę różni – każdy inaczej zarabia na siebie, jest na innym etapie życia, a mimo wszystko mamy o czym pogadać.” – pisze Ala, w rekonstrukcji działająca od pięciu lat. Do środowiska trafiła przypadkiem, za pośrednictwem nauczyciela WOS-u w liceum. Z tym silnym poczuciem wspólnotowości zgadza się Krzysiek, odtwarzający sylwetkę żołnierza polskiego z września 1939: „Zauważalna jest pewna kastowość – typowa cecha społeczności gromadzących się wokół wspólnego celu. Mamy autonomiczną siatkę pojęciową i słowotwórczą – albo konstruujemy nowe słowa i nadajemy im odpowiednie znaczenia, albo nadajemy nowe znaczenia już istniejącym słowom. Np. <mumin> to w naszym języku osoba nieposiadająca elementarnej wiedzy i nieumiejąca odtworzyć sylwetki, którą prezentuje. Z kolei określenie <koszerny> wskazuje, że dany element umundurowania czy wyposażenia odpowiada oryginałom z epoki/stanowi relikt z epoki. Kolejna wspólna cecha tej społeczności to częste, kąśliwe żarty o podłożu seksualnym. Często powtarzającą się cechą jest też wysokie ego i poczucie wyższości własne lub całej grupy z uwagi na lepszy sprzęt czy lepsze wyszkolenie.”
„NIEBEZPIECZNY” ŚWIATOPOGLĄD?
„Spotkałam w reko ludzi od skrajnej prawicy do skrajnej lewicy. Niektórzy chcieliby, żeby było <jak dawniej>. Spora część absolutnie nie. Fajnie o tym poczytać, pomacać zabytki i pojechać na imprezę, ale nie wyobrażam sobie życia sto lat temu. Zdarzają się fanatycy, na szczęście nie ma przymusu obcowania z nimi. Ludzie zajmują się rekonstrukcją z różnych pobudek i ważne jest to, żeby oddzielić osobisty światopogląd od tego, co się odtwarza.” – mówi Ala zajmująca się tematami oscylującymi wokół Wielkiej Wojny. „Absolutnie nie jest to nostalgia za dawnymi czasami. Światopogląd każdy ma inny. Taka jest prawda. Można mieć skrajnie prawicowe poglądy i robić reko Brytyjczyka, a można być turbolewakiem w niemieckim mundurze. Raczej nikt nie tęskni za dawnymi latami. Nikt nie chce wojny, wszyscy cieszą się wolnością i dobrobytem.” – Justyna, której rodzice są rekonstruktorami, dlatego w środowisku działa od 10. roku życia.
Z kolei Krzysiek dostrzega wspomnianą nostalgię: „Najbardziej ideowa część środowiska przejawia przywiązanie do tradycyjnych wartości i ma sentyment do dawnych, wyidealizowanych czasów. Widzą w nich idyllę, której nigdy nie było albo dotyczyła niewielkiej, uprzywilejowanej części społeczeństwa. Może tu chodzić o pewną tęsknotę za <idealnym> porządkiem rodem ze starych traktatów filozoficznych. Trzeba przyznać, że w rekonstruktorach tkwi pewien pierwiastek dziecięcej fascynacji bohaterstwem i wojskowością, którą w polskiej kulturze wysysa się z mlekiem matki.”
Natomiast Ada, która odeszła ze środowiska po dwóch latach, zdecydowanie zauważa niebezpieczne związki rekonstrukcji z kontrowersyjnym światopoglądem: „Rekonstrukcja jest świetnym narzędziem indoktrynacji i szerzenia określonej ideologii, dlatego tak bardzo podoba się politykom niższego i wyższego szczebla. Rekonstrukcja to forma uprawiania polityki historycznej, ale nie historii. Najwyższa pora, żeby ktoś w końcu to powiedział. Często przebieranie się w mundur służy jako ujście dla poglądów, które są w jakiś sposób kontrowersyjne. Czasem jest to ucieczka do czasów, kiedy kobiety <nie wyglądały i nie zachowywały się jak kurwy>, czasem afirmowanie miłości do Hitlera i Trzeciej Rzeszy, za co bez przebieranek tym facetom groziłoby więzienie, ale mają zasłonę dymną w postaci wątpliwej wartości edukacyjnej swoich poczynań. Toteż mogą chodzić w ukochanych mundurach, mówić głośno żenujące żarty o Żydach, wołać na Wyborczą <Koszeren Zeitung>, hajlować do woli, kolekcjonować wszelakie badziewie ze swastykami i gapami. To jest trochę leczenie kompleksów Polaka, który bardzo chciałby być jak straszny pan esesman, ale urodził się Polakiem, przez co pozostały mu przebieranki i kaleczenie niemieckiego. Może to próba pokonania traumy życia w narodzie, który był stale pokonywany i był mocarstwem w tak odległych wiekach, że praktycznie nie ma o czym mówić?”
Tomek, który na przestrzeni swojej siedmioletniej działalności odtwarzał wiele sylwetek, również niemieckich jednostek z II wojny światowej, twierdzi, że środowisko rekonstrukcji jest przekrojem całego społeczeństwa: „Podejrzewam, że znajdują się tam reprezentanci każdego możliwego światopoglądu.” Z kolei za największą patologię rekonstrukcji uważa nadmierne wczuwanie się w odtwarzane role, jednak według niego to zjawisko występuje w niemal każdej epoce: „SS-mani i żołnierze Wehrmachtu z ciągotami do neonazizmu, żołnierze polscy utrzymujący, że poprzez przebranie się w mundur zostają spadkobiercami tradycji II RP, żołnierze radzieccy opiewający komunizm itd. Za tym idzie też upolitycznienie rekonstrukcji – np. pewna warszawska grupa, która miała zajmować się odtwarzaniem żołnierzy walczących w czasie wojny domowej w Hiszpanii po stronie Republiki, tymczasem ich rekonstrukcja stała na dyskusyjnym poziome, a jej członkowie jawnie promowali system totalitarny (komunizm).” Dlaczego sam postanowił odtwarzać SS-mana? „Moim powodem nie była typowa dla wielu innych osób fascynacja niemieckim sprzętem czy umundurowaniem. Ja usiłowałem badać motywy osób służących w Waffen-SS (bo spory odsetek tej formacji stanowili ochotnicy). Chciałem zweryfikować i rozprawić się z mitami, jakie przez lata narosły wokół tej formacji i zbadać kilka tematów do tej pory zbadanych powierzchownie lub niezbadanych w ogóle. Rekonstrukcja stała się fasadą do pracy naukowej.”
ODERWANIE OD RZECZYWISTOŚCI
Justyna, która nie zgadza się z tym, jakoby rekonstrukcja służyła prezentacji określonych poglądów, twierdzi, że „to jest po prostu oderwanie od rzeczywistości, tak samo jak wyjazd na turniej szachowy czy zawody pływackie.” Krzysiek również w grupie rekonstruktorów zauważa „ludzi osadzonych światopoglądowo w nowoczesności, którzy zainteresowanie rekonstrukcją wynieśli z gier komputerowych, filmów i seriali wojennych. W ich przypadku mundur, zamiast być symbolem epoki, będzie łącznikiem ze światem dotychczasowej rozrywki, który wnosi na wyższy poziom doznawane emocje i bodźce.” Do gier komputerowych nawiązuje także Ada: „Z rekonstrukcją jest trochę jak z grami komputerowymi i nałogowcami, którzy tracą kontakt z rzeczywistością i spędzają kilkanaście godzin dziennie w wirtualnym świecie, bo nie wiedzie im się w realu. Zarówno gracze, jak i rekonstruktorzy mają potrzebę stworzenia sobie awatara (w przypadku tych drugich w historycznym kostiumie), w którego można się wcielać. Najlepsza, wymyślona wersja siebie w mundurze z pięknymi odznaczeniami i otoczką dziewcząt. Stąd ta fetyszyzacja obwieszania się wszelkim żelastwem i pokazywanie własnej kolekcji.”
Iza, odtwarzająca przez trzy lata sylwetki cywilne, podobnie jak Krzysiek dostrzega wśród rekonów szukanie dodatkowych wrażeń i bodźców, ale jest zdecydowanie bardziej dosadna: „Rekonstrukcja to drogie hobby, dlatego wśród najmłodszej grupy rekonstruktorów – licealistów i studentów nie brakuje bananowych dzieci dostających hajs na szpej od rodziców. Wychowani pod kloszem, często nie zaznawszy w swoim życiu zbyt wielu negatywnych bodźców, szukają wrażeń, siedząc w lesie, kopiąc doły i bawiąc się w wojenkę. Nie z patriotyzmu, nie dla idei, a dla rozrywki uchodzącej za elitarną. Oni raczej nie będą bawić się w powstanie warszawskie, ułanów czy wrzesień 1939, bo to oklepane. Preferują coś bardziej egzotycznego, np. wojnę domową w Hiszpanii albo wojnę w Wietnamie. To taki rodzaj patointeligencji, która zamiast najebać się i zajarać w ubraniach Local Heroes, woli inne klimaty - też heroes. Dzięki temu mają poczucie, że są inteligentni, interesujący i <inni niż wszyscy>. A jeśli w dodatku mają dominującą matkę albo babcię w domu, to radzą sobie w ten sposób z kompleksem męskości.”
WALORY EDUKACYJNE
„Rekonstrukcja ma walory edukacyjne i w mojej ocenie jest ona bardzo potrzebna. Pokazuje innym, jak wyglądała historia w niepowtarzalny sposób, uczy patriotyzmu w nowoczesnym wydaniu, pozwala spojrzeć na swoich przodków w innym świetle. Prowadzi do pojawienia się pozytywnej dumy narodowej i uczy szacunku do kultury i państwa. Dzięki niej można popatrzeć na ludzi z dawnych lat jak na nas samych osadzonych w innej rzeczywistości. Często bardzo trudnej, tymczasem my, dzięki zbiegowi okoliczności i ich poświęceniu nie musimy już stawać przed tak trudnymi wyborami. Rekonstrukcja jako lekcja żywej historii pozwala ludziom całkowicie niezainteresowanym historią przyswoić choćby podstawowe fakty i spędzić miło czas.” – pisze Krzysiek, żołnierz września 1939.
Ada ma skrajnie odmienną opinię: „Powiedzmy sobie szczerze - rekonstrukcja nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek formą uprawiania historii na poważnie. To nie są żadne poważne badania. To niczego nie odkrywa. Mówi się, że rekonstrukcja to narzędzie popularyzatorskie, ale popularyzuje się bardzo podkolorowaną wersję wydarzeń historycznych. Sytuacje wyjątkowe przedstawiane są jako norma. Kolesie odtwarzający polskie oddziały często inscenizują momenty niewielkich zwycięstw w czasie września 1939 albo w czasie powstania warszawskiego. Pokazują wyrywki bez szerszego kontekstu, przez co zaburzają prawdziwy obraz wojny. Dla widowni jest to atrakcja, bo nasi wygrywają, a rekonstruktorzy odtwarzający Polaków czują się jak żołnierze zwycięskiej, dzielnej i odważnej armii. Ale to nie ma żadnej wartości edukacyjnej.”
„Owszem, rekoni edukują, ale Mirków na festynach albo dzieciaki. Mam wrażenie, że rekonstruktorzy zdobywają wiedzę wyłącznie dla samych siebie w celu podnoszenia swojego kruchego ego. Dzielą się nią tylko po to, żeby komuś zaimponować, a nie dlatego, że rzeczywiście zależy im na jej popularyzowaniu. Laski z reko bardzo często mają syndrom samicy zagrożonej w stadzie, więc w życiu nie podzielą się swoją wiedzą z inną kobietą, a zwłaszcza z tą o dobrej aparycji. Nie tylko nie przekażą żadnych wskazówek, ale skutecznie zniechęcą do zdobywania wiedzy. Tak było w moim przypadku, dlatego po trzech latach działalności dałam sobie z tym spokój. O wiele lepiej można edukować siebie i innych poza tym toksycznym środowiskiem.” – dodaje Iza.
Zdanie Tomka jest bardziej wyważone: „Posiada pewne walory edukacyjne, ale też nie postrzegałbym rekonstrukcji jako jakiejś niezwykle rewolucyjnej i istotnej metody nauczania. Lubię brać udział w stricte edukacyjnych wydarzeniach, ale nie sądzę, że każdy rekonstruktor ma do tego predyspozycje (są ludzie, którzy potrafią świetnie opowiadać o jakimś wydarzeniu i przekazać słuchaczom kontekst i klimat epoki, ale większość potrafiłaby jedynie opowiadać o grubości betonu w bunkrach albo o splocie tkaniny, co w przypadku odbiorcy <cywilnego> jest wiadomością bezwartościową). Nie jestem przekonany, że działania związane z rekonstrukcją mogą komukolwiek przekazać jakieś istotne walory edukacyjne, ale bez wątpienia mogą wiele osób zainteresować danym tematem i skłonić je do własnych poszukiwań wiedzy.”
Z Tomkiem zgadza się Ala: „Rekonstrukcja walory jakieś tam ma, ale trzeba uważać. Dla nas fascynujący jest każdy najdrobniejszy szczegół bardzo wąskiego tematu. Dla ludzi z zewnątrz niekoniecznie. Podczas inscenizacji większa część widowni zapamięta tylko to, że były wybuchy i jechał czołg, a podczas wystaw i dioram zwracają uwagę głównie na fajne <kaski> i <strzelby>. Ludzie boją się pytać. A szkoda, bo my lubimy czasem coś opowiedzieć.” Dodaje, że największe walory edukacyjne mają prelekcje w szkołach czy ośrodkach typu domy kultury pod warunkiem, że „są dobrze przygotowane i dostosowane do poziomu widza. Zanudzanie grupy pięciolatków szczegółami bitwy warszawskiej mija się z celem.” Ala w trakcie swojej działalności edukacyjnej stara się przede wszystkim odczarowywać popularne mity: „Ja walczę z mitami w stylu: <olaboga, te gorsety to była niewola i tortury w imię mody. Wszystko by te baby zrobiły dla wąskiej talii>. Albo z przekonaniem, że jeśli kobiety były przy wojsku, to pewnie były to <hehe, panienki do towarzystwa> jak w C.K. Dezeterach.”
„Cenię bardzo osoby, które pytają i nie gadają bez sensu rzeczy w stylu <o, hehe, z takiego we wojsku szczelałem>. Robią zdjęcia, wypytują o uczesanie, buty, torebki, mundury. Dzieci też są żywo zainteresowane. W szkole rozdział o II wojnie światowej jest tak żałosny, prosty i robiony na szybko, że często nawet nie wiedzą, kiedy wojna wybuchła. Na żywo mają możliwość poznania chociaż trochę realiów tamtych czasów – bez telefonów przyklejonych do ręki i nie z gry komputerowej. Często jest to bodziec np. do pójścia na studia związane z historią albo do wstąpienia do grupy rekonstrukcyjnej.” – twierdzi Justyna.
CHANGES
Jakie zmiany w środowisku rekonstrukcji zaszły na przestrzeni ostatnich lat? Justyna, która odtwarzała sylwetki niemieckie i amerykańskie z II wojny światowej, w reko działa od ponad 16 lat: „Kiedy zaczynałam, internet milczał, a książek praktycznie w ogóle nie było. Ściągaliśmy po czesku jakieś bidne, bez oryginalnych zdjęć.” Ala potwierdza, że zmianą na plus jest większy dostęp do elementów umundurowania: „Pojawiło się kilka osób w Polsce, które odkryły, na co jest zapotrzebowanie. Szyją nawet całe stroje i mundurówkę z myślą o damskiej części rekonstrukcji.” Natomiast zmianą na minus jest wysyp ludzi, którzy „z pasji i zainteresowań usilnie starają się zrobić dodatkowe źródło dochodu, a najczęściej są to osoby nieposiadające nawet połowy wiedzy, a jedynie kreujące się na takie.”
Krzysiek, związany z rekonstrukcją od 13 lat: „W ostatnich latach bardzo mocno wzrósł poziom wiedzy merytorycznej grup, jakość odwzorowania sylwetek historycznych, powstało wiele firm odwzorowujących sprzęt i mundury z wysoką jakością i pietyzmem, poprawie uległa jakość organizowanych imprez, w tym ich zabezpieczenie, a także społeczny odbiór rekonstrukcji. Natomiast z czasem rekonstruktorzy stali się nieco mniej ideowi. Dla części ludzi ta pasja stała się ucieczką od codziennego życia, dla niektórych możliwością uzyskania zarobku, co samo w sobie nie jest jeszcze niczym złym. Wzrósł poziom hejtu i braku zrozumienia pomiędzy rekonstruktorami różnych grup i epok. Wzrost kosztów związanych z rekonstrukcją premiuje osoby o wyższym statusie majątkowym. Rekonstrukcja stała się bardziej dostępna, ale mniej przystępna.”
Tomek działający w reko od 7 lat: „Wydaje mi się, że lata 2013-2016 były zenitem świetności rekonstrukcji w Polsce – od tej pory zmalało i środowisko, i ilość imprez. Rekonstrukcja to bardzo specyficzne hobby i środowisko – od tego czasu na swój sposób dojrzało, bo obecnie brak mi np. internetowych gównoburz na Facebooku, które kilka lat temu potrafiły trwać całe dnie i nabijać ogromne ilości komentarzy. Był to naprawdę kawał rozrywki. Dzięki nim zawierano lub niszczono znajomości, straszono pozwami, rzucano memami – działo się. Wraz z odpływem ludzi środowisko skarlało i uspokoiło się. Po części wypleniło swoje patologie, ale straciło sporo klimatu.”
NAJLEPSZE I NAJGORSZE ASPEKTY REKO
„Można naprawdę się wykazać – kiedy ktoś podejdzie, chce się czegoś dowiedzieć, rzeczywiście słucha i zadaje pytania. Mam z tego mega satysfakcję i bardzo podbija mi to poczucie własnej wartości. Tak samo miłe są okazje, kiedy samodzielnie mogę coś zorganizować albo wykazać się doświadczeniem i wiedzą. Takie momenty wspominam najlepiej, bo w pewien sposób mnie rozwinęły.” – Ala. „Dla mnie najlepszą rzeczą w rekonstrukcji było poznanie wielu fajnych ludzi oraz namiastka poznania tego, co mógł czuć żołnierz, którego sylwetkę się odtwarza. No i poczucie dumy, że robi się coś dobrego, wielkiego, ewentualnie coś przeznaczonego dla nielicznych (nagrania do filmów, udział w uroczystościach publicznych, defiladach wojskowych).” – Krzysiek.
„Rekonstrukcja to romantyzowanie cierpienia milionów ludzi. To także prawdziwy lep na osobowości narcystyczne i jedna wielka lecznica dla kruchego ego – katharsis dla oglądających i biorących w tym czynny udział. Grupa aktorów wierzy w bycie żołnierzami i umawia się na <manewry> polegające na piciu i zabawach, niemające nic wspólnego z prawdziwymi manewrami wojskowymi. Ale uczucie jedności z grupą i przywiązanie do munduru sprawia, że nierzadko faceci wynagradzają sobie najniższe kategorie, jakie otrzymywali na komisji albo snują własne fantazje o wojsku, w którym nigdy nie byli i nigdy nie będą” – Ada. „Największą patologią rekonstrukcji jest kultywowanie wojny polsko-polskiej na linii grup i epok historycznych. Złe traktowanie innych ludzi wynikające z silnego egoizmu niektórych rekonów.” – Krzysiek.
NAJLEPSZE I NAJGORSZE GRUPY
„Byłam na kilku imprezach z drugowojennymi <Brytyjczykami> i <Amerykanami> i byłam pod wrażeniem ich fajnego podejścia. Nie kojarzę za bardzo dram związanych z grupami tych tematów. Może chodzi o to, że w ich przypadku nie ma tego zabarwienia patriotycznego. To pomaga. Spora część grup odtwarzających Polaków nie ma dystansu do siebie.” – Ala.
„Najbardziej cenię rekonstruktorów odtwarzających sylwetki postaci, odnośnie do których nie dysponujemy szerszymi źródłami. Natomiast nie lubię grup działających w oderwaniu od elementarnej troski o zachowanie jako takiej jakości przy odtwarzaniu swoich sylwetek. A także niezważających na zasady bezpieczeństwa w czasie inscenizacji i nieprzestrzegających jej planu. Najczęściej będą to niektóre grupy odtwarzające partyzantów, powstanie warszawskie, bolszewików z 1920 roku oraz ułanów II RP. Jeśli chodzi o stereotypy, w których zawsze jest jakieś ziarno prawdy, to największego kija w dupie mają wrześniowcy, najwięcej piją wojowie, ułani i ruscy. <Niemcy> z II wojny światowej uchodzą za ruchaczy i są darzeni największą atencją kobiet. Husarze mają najwyższe ego i poczucie nieomylności. Z kolei grupy posiadające więcej sprzętu ciężkiego (pojazdów, broni zespołowej) nie darzą sympatią grup, które takiego sprzętu nie mają.” – Krzysiek.
„Nigdy nie miałam dobrych kontaktów z grupami odtwarzającymi Rosjan (bo strasznie dużo chlali, a ja byłam jeszcze dzieckiem). Wiele zależy od konkretnej osoby czy grupy. Jest jedna amerykańska, której nie cierpię i mało kto ich lubi, bo ludzie w niej po prostu są jacy są.” – Justyna. „Czasem jest tak, że bardzo lubię dane grupy, nie przepadam zaś za konkretnymi osobami, ale takiej listy wolę nie podawać. Nie szanuję też wszystkich tych, które stoją na niskim poziomie (niezależnie od tego jak to tłumaczą) i nie aspirują do podniesienia standardów.” – Tomek. „Jest też pewne województwo blisko kojarzone z pyrami, które cechuje się megalomanią. Wielkopolska mistrzem Wielkopolski. Nie mówię, że wszyscy stamtąd, jednak zauważalna jest tendencja do wywyższania się i żartów z <Polski B>. Żarciki żarcikami, ale fakt urodzenia się w określonej części kraju nie czyni kogoś lepszym od innych.” – Ala.
MUMINADA
„Sporym problemem rekonstrukcji są <turbopatrioci>, którzy pojawiają się na każdej uroczystości i pod każdym pomnikiem, a których poziom jest bliski dna i metra mułu. Cieszę się, że komuś chce się brać udział w tylu wyjazdach, ale częstym zjawiskiem u takich ludzi jest zasłanianie niskiego poziomu umundurowania i wyposażenia tekstami <nie czepiaj się, liczy się pamięć, a nie to kto w czym biega>. Pół biedy, gdy takie muminy siedzą sobie w swoim miasteczku i zapalają znicze na 1 listopada. Gorzej, jeśli zaczynają jeździć na imprezy komercyjne i psuć rynek. Dobre grupy potrafią się cenić i nie pozwolą sobie na przyjazd poniżej pewnej kwoty. Przysłowiowa <micha> i zwrot kosztów za paliwo to trochę mało za cały dzień pracy. Wówczas pojawia się grupa <pomnik&pamiędź> i powie, że tyle im wystarczy. Organizator zaoszczędzi, a ludzie nawet się nie zorientują. Najgorsi są jednak ci, którzy pod zasłoną pięknych frazesów o pamięci biorą ciężkie pieniądze po cichu i jeszcze mają czelność obrażać rekonów, którzy otwarcie przyznają, że zależy im na zarobku.
Kolejna muminada, której z kolei nie zależy na pamięci, to Janusze. Oni dla odmiany jeżdżą na wydarzenia, żeby sobie postrzelać, napić się piwa na koszt organizatora i popatrzeć na panienki o połowę od siebie młodsze. Obrażają się, kiedy przed inscenizacją organizator podchodzi z alkomatem, są pierwsi w kolejce do kotła z grochówką i najgłośniej upominają się o pieniądze za paliwo. O ile w podejściu do rekonstrukcji jako relaksującego hobby nie ma nic złego, to bycie nawalonym jak dzwon 24/7 podczas imprezy, burackie zachowanie i chamskie teksty kierowane do kobiet są męczące. Nie mówiąc o tym, że samo branie udziału w inscenizacjach pod wpływem alkoholu jest bardzo niebezpieczne i nieodpowiedzialne.” – Ala.
„Ułani 1939 nie słyną z pozytywnej renomy. Oczywiście jest wiele porządnych grup (szwadron reprezentacyjny WP) i ta sytuacja się zmienia, ale przez lata ułani kojarzyli się z nadużywaniem alkoholu i przerostem ego. Czują się lepsi, bo kawaleria to przecież elitarna formacja. Mają konie, ładnie machają szabelkami, bryczesy dodają dostojeństwa, a w wysokich butach i częściowo z ostrogami każdy z nich to przecież prawie oficer. Dodatkowo wzbudzają piski damskiej publiczności, choć na ich nieszczęście jest to zazwyczaj przedział 40+. Szarże powinny być dobrze wyćwiczone, by nie stwarzać zagrożenia i nikomu nie zrobić krzywdy. Niestety często tak nie jest, kiedy na miejsce reko przyjechało się w sobotę po południu, a po rozstawieniu szpeju chwyciło się za wódkę i piło ją do odcinki. Rano tacy delikwenci wbijają się w przepocone mundury i idą do koni chwiejnym krokiem. No i z ułańską fantazją, wszak <czysta munduru nie plami>. Następnie ułanoidzi ruszają przed siebie, nie trzymając się planu inscenizacji i wprawiając w konsternację wszystkich innych rekonstruktorów. Tym samym stwarzają zagrożenie. Szczytem szczytów były sytuacje, kiedy ułanoidzi trzaskali szablami po hełmach <Niemców>, za nic mając ewentualne następstwa. Creme de la crème ułańskiej muminady przed laty były oczywiście rekonstrukcje bitwy pod Ossowem z 1920 roku. Pijani ułani w czasie szarży spadali z koni. Może dupa nie szklanka, ale zdrowia szkoda. Na reko z 1939 podobne sytuacje również miewały miejsce. Nie przynosi to chwały ani rekonstruktorom, ani tym, których oni rekonstruują.” – Krzysiek.
WOJENKO, WOJENKO – CÓŻEŚ TY ZA PANI?
„W rekonstrukcji działa sporo dziewczyn-atencjuszek rozkoszujących się tym, że zwracają na siebie największą uwagę, zwłaszcza w czasie dioram. Facetów w mundurach jest pełno, a <sanitariuszkę Marusię> każdy zagada i jest widoczna z daleka. Zazwyczaj stoją otoczone wianuszkiem rekonów. Wysyłają niewerbalne sygnały zainteresowania kolegom rekonstruktorom. Często cieszy je to, że masowo podobają się kolegom oraz facetom z publiczności, w tym kilkanaście lat starszym, jako że nie mają żadnej konkurencji. Czekają na wyraz zainteresowania i w niektórych przypadkach pod ich adresem padają wręcz stulejarskie komentarze. Podbijają sobie samoocenę liczbą podrywających je rekonstruktorów, których często odrzucają dla zasady, udając do bólu niedostępne. Niektóre laski kolekcjonują rekonów jak ordery.” – Krzysiek.
„Damskie grupy mundurowe najczęściej mają kija w dupie. Dziewczyny są straszne, obgadują i są fałszywe. Wywyższają się i szukają atencji wszędzie, gdzie się da. A pozostałe to muminy, zwłaszcza niektóre grupy robiące reko cywilne. Gówno wiedzą, a kreują się na nie wiadomo kogo, zbierając hajs za pokazanie swoich fałszywych gęb.” – Justyna. „Czasem dziewczyny dla innych dziewczyn potrafią być strasznie wredne i niemiłe. Nie wiem, czy to kwestia zbyt wysokiego mniemania o sobie, czy odgórnego założenia, że jesteśmy <my> i są <one>.” – Ala.
„Tak jak wspominałam, głównym powodem mojego odejścia z tego środowiska była chora rywalizacja między dziewczynami o berło najpiękniejszej. Nie przyszłam do reko po to, żeby walczyć w kisielu, a tak właśnie to wyglądało. Fakt faktem, że rekonstrukcja przyciąga mnóstwo osób o zaburzeniach narcystycznych, ale to jest również pokłosie patriarchatu. Laski szukają potwierdzenia swojej wartości nie w robieniu dobrego reko, a w podobaniu się facetom. A oni bardzo często te walki w kisielu podsycają. Choć trzeba przyznać, że sami również padają ofiarami dziewczyn, które ich kolekcjonują. Bywa, że laski robią to nie tylko dla podbijania sobie samooceny, ale również dla korzyści materialnych, bo kilkanaście lat starsi mężczyźni kupują im szpej i fundują wszystkie wyjazdy. I nie chodzi mi tu o jawny sponsoring, a o bawienie się uczuciami tych facetów.” – Iza.
PODEJŚCIE MĘŻCZYZN DO KOBIET
„Nigdy nie spotkałam się z dyskryminacją jako taką – zdarza się jednak, że niektórzy mężczyźni uważają, że znają się na czymś lepiej i chcą narzucić kobietom w rekonstrukcji pewne wzorce i wiedzę. No bo przecież facet noszący niemiecki mundur na pewno będzie znał się lepiej na amerykańskim damskim mundurze niż laska siedząca kilka lat w temacie i zajmująca się tylko tym. Jednak o wiele częściej spotykała mnie dyskryminacja ze strony samych kobiet. Zawsze czułam się przez moich kolegów szanowana. Im dłużej się znaliśmy, tym lepiej czułam się w ich towarzystwie. Czasami słyszę opinie od mojego chłopaka, że inni rekomani mnie lubią i szanują, bo robię dobre reko, a przy tym jestem normalna. Gdyby było inaczej, nie sądzę, że miałabym tylu wieloletnich kumpli.” – Justyna.
„W mojej grupie czuję się bezpiecznie i chłopaki w większości są naprawdę w porządku. Jesteśmy w tym razem i jesteśmy równi. Na większą skalę bywa różnie. Zdarzają się faceci z podejściem <mam gdzieś wasz poziom merytoryczny, jesteście ładne>. To strasznie krzywdzące. Ich nie interesuje, że znasz się na czymś naprawdę niszowym, możesz samodzielnie poprowadzić ciekawy wykład, a kolekcję szpeju masz lepszą niż w muzeum. Masz ładną buzię albo figurę i to jest ważne. Bywają też tacy, którzy z góry uważają kobiety za gorsze. Twierdzą, ze damskie sylwetki są łatwiejsze do zrobienia, tańsze, <cywila to każdy potrafi>. Zdarza się i tak, że kiedy kilka osób stoi razem i facet przywita się z facetami, konsekwentnie zignoruje kobietę. I nie ma się tu co oszukiwać, że nie zauważył albo nie chciał być nachalny. Zarówno ze strony rekonów, jak i widowni częsta jest także praktyka totalnego olewania przestrzeni osobistej. Np. obejmowanie czy branie na ręce bez pytania o zgodę. A potem zdziwienie, że się nie podobało, no bo przecież <powinnaś to docenić>. Gdyby panowie choć trochę mniej podchodzili do rekonstruktorek jako ładnej ozdoby i potencjalnego ogrzewacza do łóżka, to świat byłby piękniejszy.” – Ala.
„W naszych kręgach powstało słowo <misiowanie>. Oznacza ono chodzenie kobiet wśród publiczności i fotografowanie się z nią, w trakcie którego często dziewczyny są przytulane i całowane bez zgody. Czasem bywa, że sanitariuszki wysłuchują, jak to Andrzej chciałby, żeby <taka się nim zajmowała> – z obowiązkowym <hehe> na końcu. Zresztą, rekonstruktorzy też kochają zdjęcia w wianuszku kobiet. Mundur i kobiety – najbardziej skuteczne reperowanie własnego ego. Największym problemem rekonstruktorów bez wątpienia jest okrutny seksizm. Często próbują być macho na siłę. Bardzo pilnują zasad moralnych, których sami nie są w stanie przestrzegać. No i podwójne standardy. Najlepszy przykład: mnóstwo otyłych facetów biega w mundurach, ale kiedy dziewczyna z nadwagą chciała zgłosić się do sekcji damskiej, otrzymała odmowę ze względu na swoją wagę.” – Ada.
„Nie rozumiem też dziwnej reakcji panów na kobiety mówiące o swojej seksualności, podczas gdy sami wygłaszają komentarze w stylu <fajna dupa> albo <taką to bym brał>. Bardzo przykre są też sytuacje, kiedy skomentujesz niezbyt udaną sylwetkę innej dziewczyny, a panowie podchodzą do tego na zasadzie <oj tam, pewnie jesteś zazdrosna i dlatego tak mówisz>. Tymczasem sami jadą po innych facetach tak, że wióry lecą.” – Ala.
„Mam wrażenie, że wielu kolesi z reko boi się mądrych i ogarniętych kobiet. Nie są przyzwyczajeni do tego, że laska otwarcie zabiera głos i rzeczywiście zna się na tym, co mówi. Drażni ich to, jeśli kobieta ma większą wiedzę na temat tak męskiego hobby jak wojna i militaria, więc próbują ją zagłuszyć. Np. na siłę szukają jakiegoś drobnego szczególiku w referacie, do którego mogliby się przyczepić. Twierdzą, że dziewczyny prezentują im wiedzę tylko po to, żeby zwrócić na siebie uwagę i im zaimponować. Nie traktują głosu kobiet poważnie w swoich dyskusjach. Oczywiście robią to wszystko podświadomie, niezależnie od światopoglądu. Niektórzy z nich wolą otaczać się i wiązać na stałe z dziewczynami, których jedyne hobby to Netflix & chill. Jednocześnie ubolewają nad tym, że na świecie nie ma mądrych kobiet. Są, tylko oni sobie z takimi emocjonalnie nie radzą.” – Iza.
„Czasem przykre jest to, że organizator wydarzenia chce przede wszystkim wojsko. Natomiast panie w roli cywili, sanitariuszek czy służb pomocniczych są kwestią drugorzędną. Organizator często woli ubrać lokalny teatr, koło gospodyń wiejskich czy dzieci ze szkoły w ciuchy z lumpeksu, żeby zaoszczędzić, bo przecież <nikt nie zauważy różnicy>. Przez to chłopaki mają stanowczo więcej wyjazdów w ciągu roku, więcej okazji do pokazania się i zarobienia. Takie niedocenianie damskich tematów boli. Przepada nam szansa na pokazanie tej drugiej połowy historii. Kiedyś odrzucono mój punkt programu podczas planowania imprezy, ponieważ prezentacja ubierania damy to temat zbyt kontrowersyjny, a publiczność mogłaby niezdrowo zareagować na hasło <bielizna>.” – Ala.
ROZMOWY NIEFORMALNE
„Żeby się zintegrować, potrzebne są tematy lekkie i uniwersalne. Gadać o szpeju można godzinami. Obalić do tego butelkę czegoś mocniejszego też miło. Wiadomo, że ploty i obgadywanie innych grup pojawiają się w ilościach hurtowych. Cóż poradzić – zawistne z nas środowisko. W naszej grupie jest tylko jedna zasada – nie rozmawiamy o polityce. O wszystkim innym da się pogadać na spokojnie. Zwierzątka, memy, seks, muzyka, przepisy na obiad i co fajnego można obejrzeć na Netflixie. Ale i tak o szpeju najwięcej.” – Ala.
„Należy odróżnić spotkania oficjalne – typowe zebranie grupy w celu podsumowania roku – od spotkań towarzyskich rekonów w oderwaniu od działalności grupy. Wraz ze wzrostem promili we krwi hamulce się rozluźniają i ploty wchodzą na salony. Najpierw szpej i obgadywanie innych grup, potem rzecz jasna ruchanie. Kto, kogo, kiedy, ile razy i po kim. Która łatwa, która naiwna, który to ruchacz, któremu z którą się nie udało itd. Jeśli grupa spaja starszych facetów, to są to nudne dla postronnych spotkania. Ich walor dramowy jest adekwatny do uroku selfie facetów po czterdziestce. Jedyne pikantne tematy ich rozmów to takie, kto się na kogo obraził i za co jakaś grupa zaszła <naszej> za skórę. Im młodsze grupy, tym tematy gorętsze.” – Krzysiek.
PRZYSTOJNI SS-MANI
„Relacje damsko-męskie to złożony temat. Występują szczęśliwe pary z długim stażem, ale mamy też ruchaczy szukających przygód (bez względu na płeć). Nieraz w tym samym czasie zarywają do kilku dziewczyn/chłopaków, którzy w dodatku się znają. Przez to często pojawiają się plotki i samcze przechwałki w tematach cielesnych. Ludzie w grupach obgadują się wzajemnie, dlatego nietrudno o łatkę ruchacza czy atencjuszki. Po krótkim czasie wszyscy w bliższym środowisku wszystko o sobie wiedzą.
Ruchacze pojawiają się w każdej epoce, ale w moim odczuciu najwięcej wśród grup niemieckich, gdzie z kolei największe zainteresowanie płci przeciwnej zyskują SS-mani. Dlaczego tak się dzieje? Mam na to dwie koncepcje. Być może obie słuszne, albo obie chybione. Pierwsza – może chodzić tutaj po prostu o atrakcyjny wygląd munduru, zwłaszcza SS. Nie pomijałbym też <niemieckich> fryzur rekonstruktorów, które nawet przebiły się do współczesnej mody. Dlatego „Niemcy” mogą uchodzić za bardziej przystojnych. Szukając jednak głębiej, może chodzić o ukrytą chęć spróbowania <zakazanego owocu> przez niektóre kobiety czy pociąg do otoczki utożsamianej z niemieckim wojskiem z II wojny światowej. Mam tu na myśli takie skojarzenia jak: zło, siła, władczość, mroczność, podporządkowanie, bezkompromisowość. Nie chcę jednak bardziej zagłębiać się w ludzkie fetysze.” – Krzysiek.
WIEK REKONSTRUKTORÓW
„W rekonstrukcji mamy pełen szpaler grup wiekowych, wszystkie chyba możliwe wyznania, zawody, stopnie wykształcenia. Można liczyć na wsparcie duchowe ze strony grupy, niekiedy pojawia się coś na kształt roli wychowawczej - gdy starsi członkowie grupy (starsi o kilka, kilkanaście lat) biorą młodszych kolegów w opiekę i przekazują im swoje doświadczenia i przemyślenia.” – Tomek.
„W rekonstrukcji mamy bardzo szeroki rozstrzał wiekowy. Od młodych chłopaczków do mocno dojrzałych mężczyzn. Czasem można wstąpić do grupy od 14., czasem 16., a czasem 18. roku życia. Ta ostatnia grupa zazwyczaj dotyczy rekonstruktorów niemieckich. Nierzadko ojcowie wciągają do reko jeszcze młodszych chłopców.
Problem polega na tym, że nastolatkowie nie są jeszcze ukształtowani jako mężczyźni i przez to są podatni na wpływy innych mężczyzn. Szukają wzorców. Gdy dodamy takiego czternastolatka do grupy z facetami w wieku 20, 30, 40 lat, ma to zarówno pozytywne, jak i negatywne skutki. Rodzice takiego chłopca myślą, że wszystko jest w porządku – w końcu oddali go pod opiekę ogarniętych ludzi z pasją. Dużo zależy od podejścia starszych i ich delikatności, ale przecież nie po to faceci działają w rekonstrukcji, żeby niańczyć dzieciaki i ograniczać się w tym, co mówią. Prawie nikt nie zwraca uwagi na wrażliwość młodziaków i ich formowanie, a młodzi starają się doskoczyć do <poziomu> starszych, zaplusować i pokazać się z jak <najlepszej> strony. Faceci w męskim towarzystwie lubią ponarzekać na swoje kobiety, przechwalać się swoimi (nierzadko urojonymi) podbojami i gadać głupie żarty z podtekstem. Wszystkiemu przysłuchują się młodzi chłopcy i dostają taki wzór męskości i antypodręcznik budowania relacji z kobietami. Prowadzi to do wzrostu egoizmu, idiotycznych zachowań chłopaków, próżnych i mijających się z prawdą przechwałek, plotek i nieodpowiedniego traktowania dziewczyn. Łatwo się zaślepić i zrobić rzeczy, których później będzie się żałować i wspominać z ciarkami żenady. To może mocno wydłużyć etap emocjonalnego dorastania z poziomu chłopaczka do faceta. Konsekwencje tych zachowań będą się ciągnęły za nami przez lata, głupie błędy będą wypominane i będą przeszkadzały w budowaniu zdrowych relacji.
Z kolei kolesie po czterdziestce działają w rekonstrukcji, bo uciekają od żon, od problemów, zaoszczędzili trochę kasy, wypuścili dzieci do szkoły, ustabilizowali pracę i czują, że ich młodość właśnie się kończy. Mają ostatnią chwilę nacieszenia się swoją kurczącą się wolnością i chcą sobie parę rzeczy udowodnić. Mają swoje problemy, nie przegadują ich, więc szukają bezpiecznej przystani, gdzie mogą złapać oddech i znaleźć zrozumienie. Szukają miejsca, gdzie mogą się zaangażować i zacząć na nowo coś czuć. Część walczyła z długami, żyła tylko pracą, część dopiero stanęła na nogi i może sobie wreszcie pozwolić na wydanie kasy wyłącznie na siebie. Niektórzy mają problemy w związkach, <złe żony>. Mają swoje zasady, ideały i dochodzą do wniosku, że dlaczego mieliby nie spróbować teraz, skoro za parę lat może być za późno. No i próbują. Lepsze to niż szukanie młodej kochanki, a koszty mimo wszystko niższe.
Część z nich zaczęła przygodę z rekonstrukcją przed wieloma laty i po prostu ją kontynuują. Reko to kolejna dziedzina ich życia, zmieniająca się i dojrzewająca wraz z nimi. Ci ludzie zrobili <rekokariery>, dosłużyli się do stopnia, nawiązali liczne znajomości. To ich pasja od lat.” – Krzysiek.
*Wszystkie imiona w tekście zostały zmienione.