Moja przerwa świąteczna na Podkarpaciu zaowocowała krótką wyprawą śladami bitwy pod Gorlicami - jednej z najważniejszych bitew frontu wschodniego I wojny światowej, która miała miejsce między 2 a 5 maja 1915 roku. Wojska niemieckie i austro-węgierskie ze względu na swoje słabe położenie w Karpatach i wyniszczające, krwawe walki pozycyjne w Beskidach dążyły do przełamania frontu rosyjskiego i zmuszenia nieprzyjaciela do wycofania się za linię Sanu (co zresztą im się udało). W operacji gorlickiej wzięło udział łącznie około 217 tysięcy żołnierzy niemieckich i austro-węgierskich przeciwko żołnierzom rosyjskim (ich dokładna liczba nie jest znana).
Nieustannie zadziwia mnie fakt, że o tak wielkiej i istotnej bitwie w ogóle nie wspomina się na lekcjach historii w szkole. Mimo że przez całe życie mieszkałam na Podkarpaciu i w Małopolsce, o tym wydarzeniu dowiedziałam się dopiero na studiach, zaczytując się w książkach Remarque’a i zgłębiając wiedzę o walkach na polach Flandrii. Tymczasem w kampanii karpackiej zostało zabitych lub rannych łącznie około 2 milionów żołnierzy obu walczących stron, w samej Galicji Zachodniej znajduje się ponad 400 cmentarzy wojennych z tego okresu, a dobrze znani nam polscy literaci (jak chociażby Boy-Żeleński służący wówczas w armii austriackiej jako lekarz kolejowy) brali udział w tym konflikcie podobnie jak Tolkien, Graves czy Hemingway na Zachodzie.
W trakcie naszej jednodniowej wycieczki zwiedziliśmy cztery cmentarze wojenne - nr 91 w Gorlicach, nr 118 w Staszówce, nr 105 na wzgórzu Harta w Bieczu i nr 123 na wzgórzu Łużna-Pustki. Na każdym z nich spoczywają żołnierze armii niemieckiej, austro-węgierskiej i rosyjskiej polegli głównie w maju 1915 roku.
Na wspomnianym wzgórzu Łużna-Pustki 2 maja 1915 roku stoczono jedną z najważniejszych i najbardziej krwawych walk, w której licznie brali udział Polacy (polskie pułki straciły wówczas około 900 żołnierzy). Na szczycie znajdowała się kluczowa pozycja obrony rosyjskiej. Przełamanie jej znacznie przyczyniło się do zwycięstwa bitwy przez armie państw centralnych. Bitwa rozpoczęła się w niedzielny, słoneczny poranek o godz. 6:00. Przez pierwsze cztery godziny trwał silny ostrzał artyleryjski, który miał za zadanie doszczętnie zniszczyć umocnienia, zasieki z drutu kolczastego i pierwszą linię rosyjskich okopów. Około godz. 10:00 nastąpił atak. Żołnierze dotarli na szczyt bez większych problemów - dopiero w lesie na wzgórzu wywiązała się krwawa, dwugodzinna walka na bagnety i kolby. Po godz. 12:00 wzgórze Łużna-Pustki zostało zdobyte. Zachęcam do obejrzenia zdjęć w celu zwizualizowania sobie, z czym mierzyli się żołnierze i jak obecnie wygląda ten teren.
Mimo że operacja gorlicka okazała się ogromnym zwycięstwem wojsk niemieckich i austro-węgierskich, Rosjanie dzielnie stawiali opór, czego przykładem mogą być zaciekłe walki we wsi Cieklin w gminie Dębowiec, gdzie 4 maja 1915 roku rosyjska piechota rozbiła kilka niemieckich batalionów (łącznie zginęło tysiąc żołnierzy). Na terenie tej miejscowości zachowało się kilka cmentarzy, choć jak donosi pochodząca stamtąd moja koleżanka, “za moim domem na górce był jeden cmentarz i został z niego tylko pomnik, bo miejscowi zrobili sobie z tego pastwiska. Wypalali, wypalali, aż zajęli cały cmentarz i nie ma śladu po nim. (...) Za dziecka chodziliśmy na te cmentarze na randki i palenie papierosów.” No cóż, tak to wygląda w wielu przypadkach - po prostu życie toczy się dalej. Co ciekawe na potrzeby bitwy pod Gorlicami zostali ściągnięci doświadczeni w boju żołnierze niemieccy z frontu zachodniego. Cieszyli się z tego faktu, bo myśleli, że Rosjanie będą dla nich łatwiejszym przeciwnikiem niż Francuzi i Anglicy. Jednak o ich zwycięstwie w głównej mierze zadecydowało wyposażenie. Wojskom rosyjskim dramatycznie brakowało amunicji - wprowadzono nawet dzienny limit jej zużycia, który generałowie surowo egzekwowali. Zamiast dostatecznego zaopatrzenia, do Galicji kierowano masę urzędników i duchownych w celu rusyfikowania ludności polskiej. Skarżył się na to ks. Mikołaj Mikołajewicz: “Oczekuję pociągów z amunicją, tymczasem przysyłają mi pociągi popów”. Poza tym rosyjska druga linia okopów nie była już osłonięta ani polami minowymi ani zasiekami z drutu kolczastego. Natomiast trzecia znajdowała się w stanie budowy.
W Gorlicach zwiedziliśmy tylko położony na wzgórzu cmentarz wojenny nr 91 z pięknym widokiem na miasto. W samo miasto nie zapuszczaliśmy się, zresztą w Gorlicach w trakcie I wojny światowej aż 90% budynków uległo zniszczeniu, w efekcie czego nie nadawały się do mieszkania. Podczas oblężenia część ludności została ewakuowana, a około 1300 osób, które zostały w mieście, ukrywało się w piwnicach i w solidnym budynku magistratu. Ówczesny burmistrz Gorlic ks. Bronisław Świeykowski tak wspomina dzień 2 maja 1915 roku: “Tej nocy nie wiem, czy był choć jeden człowiek w mieście, któryby oko zmrużył... Już samo oczekiwanie tego, co nazajutrz nastąpi, sen z oczu spędzało, a cóż dopiero powiedzieć o tych co kwadrans, co pół godziny padających na różne części miasta ciężkich granatach, od których lotu ściany się trzęsły, a od huku drżała ziemia. Karabiny maszynowe ani na chwilę nie ustawały, zdawało się, że coraz bliżej, że już tuż w ulicy się odzywają, niepokój — co będzie — rósł z każdą chwilą… (...) Mieszkańcy piwnic w tych palących się domach pozbierawszy ostatki mienia swego w najwyższym przerażeniu dusząc się w dymie przepełniającym cały Rynek wbiegli do Magistratu. Piwnice, sale, kurytarze były tak ludźmi przepełnione, że literalnie ruszyć się nie można było; krzyk dzieci, jęki tych, co wszystko utracili, nawet rozpaczą spowodowane tu i ówdzie dające się słyszeć bluźnierstwa i szemrania przeciw Opatrzności.”
I wojna światowa przez wielu historyków określana jest mianem ostatniej wojny rycerskiej (bo ginęli na niej głównie żołnierze), co nie umniejsza cierpienia cywili. W przypadku Galicji w większości byli to prości chłopi, którzy tracili dorobek życia. Zwiadowcy obu walczących stron w celu badania terenu przebierali się za tutejszą ludność. Nierzadko zdarzało się, że wieszano i rozstrzeliwano chłopów, których niesłusznie posądzono o szpiegostwo. Wyzwolenie Przemyśla 3 czerwca 1915 roku dla jego mieszkańców okazało się większą tragedią niż rosyjska okupacja. Zarówno Polacy, jak i Ukraińcy musieli wysłuchiwać oskarżeń o kolaborację z Rosjanami. Austriacy i Niemcy przystąpili też do masowych aresztowań. Ponad 300 osób (głównie młodych mężczyzn) uwięziono, a dziesięciu spośród nich powieszono. “Wyzwoliciele” konfiskowali żywność, rabowali bydło, a wszelkie akty sprzeciwu kończyły się spaleniem domostwa, gwałtem kobiet, a nawet zabójstwem. Należy przyznać, że rosyjscy oficerowie surowo karali podwładnych samowolnie okradających ludność cywilną.
Po każdej potyczce polegli żołnierze byli pośpiesznie chowani w prowizorycznych, płytkich grobach, co groziło m.in. skażeniem wody i wybuchem ogniska epidemii. Obie strony konfliktu nie miały wątpliwości, że wszystkim poległym należy się bardziej godny pochówek. Cmentarze wojenne od połowy XIX wieku są miejscami chronionymi umowami międzynarodowymi (konwencja genewska - 1864, konwencja haska - 1899). Rosja, Niemcy i Austria podpisały te konwencje przed I wojną światową, Polska mogła przystąpić do nich dopiero po odzyskaniu niepodległości. W trakcie Wielkiej Wojny ekshumacją zwłok, projektowaniem oraz zakładaniem cmentarzy zajmowały się jednostki powoływane przez Ministerstwa Wojny poszczególnych krajów. Tak jak wspominałam, na terenie Galicji Zachodniej (obejmującej mniej więcej obszar dzisiejszej Małopolski) założono ponad 400 cmentarzy i ekshumowano zwłoki prawie 43 tysięcy poległych. Rozmiar tragedii II wojny światowej przysłonił pamięć o wydarzeniach Wielkiej Wojny, toteż z biegiem lat pierwszowojenne cmentarze zarosły chwastami, zostały zrabowane bądź samoistnie ulegały zniszczeniom. W ostatnich latach część z nich poddano pracom konserwatorskim.
To nie stu rycerzy, lecz sto trupów leży!
Nie sto trupów leży, jeno stu rycerzy!
A nie dla nich ruczaj dzwoni,
A bór szumny od nich stroni,
Jeno wicher we sto koni
Znikąd ku nim bieży.
Wybiła godzina - wiosna się zaczyna,
Z chaty poprzez kwiaty wybiega dziewczyna,
Dzban zielony, pełen wody,
Niesie zmarłym dla ochłody
W skwar śmiertelnej niepogody,
Co w proch wargi ścina.
(...)
Wypić - wypijemy, lecz nie ożyjemy,
Na polu w kąkolu żal się chwieje niemy,
A my leżym z ziemią w zmowie
W tym tu rowie i parowie,
Lecz nikt tego nie wypowie,
Gdzie my teraz, gdzie my?
(...)
W waszym zgromadzeniu, w natłoczonym cieniu,
Jest taki, co maki kładł mi na ramieniu,
Niech ze dzbana pije wodę,
Niech przypomni lata młode,
Gdy raz spojrzał w mą urodę
W nagłym zachwyceniu !
Płyną dni niezłomne, czasy nieprzytomne,
Nie wierzę, że leżę trzy lata ogromne!
Mak pamiętam purpurowy,
Ale twojej, dziewczę, mowy
I tej złotej w słońcu głowy
Już dziś nie przypomnę!
Chmurzą się błękity, płacze deszcz obfity,
Na trawie w murawie leży dzban rozbity,
Dzban rozbity leży, leży,
A śpi pod nim stu rycerzy,
A wiatr znikąd ku nim bieży,
Kurzawą okryty!
Bolesław Leśmian, Zielony dzban