Wiele ważnych postaci związanych z armią niemiecką z okresu I wojny światowej narodziło się i mieszkało na terenie dzisiejszej Polski. Feldmarszałek Paul von Hindenburg, zwycięski dowódca 8 Armii podczas bitwy pod Tannenbergiem (1914) oraz nad Jeziorami Mazurskimii (1914, 1915), urodził się w 1847 roku w Poznaniu. Ulica Podgórna, gdzie pod numerem 6 stoi kamienica, w której przyszedł na świat, w trakcie I wojny światowej została przemianowana na Hindenburgstrasse, a w samej kamienicy planowano otworzyć muzeum na jego cześć. Pod koniec życia Paul von Hindenburg wybudował okazały pałac w miejscowości Ogrodzieniec w obecnym województwie warmińsko-mazurskim, gdzie mieszkał aż do śmierci w 1934 roku. Dziś po tym miejscu zostało tylko kilka cegieł i sejf – zbyt ciężki, aby zajęli się nim złomiarze.
Kolejną ważną osobą w armii niemieckiej w czasie Wielkiej Wojny był urodzony we Wrocławiu chemik Fritz Haber. Na zlecenie niemieckiego Sztabu Generalnego i wbrew Konwencji Haskiej zorganizował produkcję gazów bojowych, wykorzystanych po raz pierwszy wiosną 1915 roku pod Ypres w Belgii. Po tym gdy na froncie zachodnim ta śmiercionośna broń okazała się wyjątkowo skuteczna, Haber pojechał na front wschodni do Bolimowa pod Łodzią, aby osobiście nadzorować ataki z wykorzystaniem chloru. Jako gaz cięższy od powietrza, wnikał on do okopów, lejów po minach i innych zagłębień terenu, zatruwając chcących ukryć się tam żołnierzy. W przeddzień wyjazdu Habera do Bolimowa jego żona Clara Haber, pierwsza kobieta z doktoratem na Uniwersytecie Wrocławskim, popełniła samobójstwo w akcie sprzeciwu, strzelając sobie w pierś z rewolweru wykradzionego mężowi.
Z kolei w 1892 roku w Borku we Wrocławiu przyszedł na świat lotnik Manfred von Richthofen zwany Czerwonym Baronem – największy as myśliwski okresu I wojny światowej. Kiedy miał 9 lat, przeprowadził się z rodzicami do Świdnicy. Zamieszkali w willi przy ul. Sikorskiego 19, która stoi tam do dziś. O dwa lata młodszy brat Manfreda – Lothar von Richthofen – także był asem myśliwskim. W przeciwieństwie do bardziej znanego brata przeżył Wielką Wojnę, ale w 1922 roku zginął w katastrofie lotniczej. Spoczął na nieistniejącym już cmentarzu w Świdnicy, obecnie przekształconym w park.
Pośród tych ważnych postaci związanych z Wielką Wojną, które urodziły się i mieszkały na terenie obecnej Polski, nie sposób nie wspomnieć o urodzonym w 1865 roku we wsi Kruszewnia koło Poznania generale Erichu Ludendorffie. Ludendorff pochodził z rodziny bogatych kupców pomorskich. W przeciwieństwie do wielu niemieckich dowódców z okresu I wojny światowej był zbyt młody, aby przeżyć chrzest bojowy podczas wojny francusko-pruskiej (1870-1871). Jego bezpośredni zwierzchnik Paul von Hindenburg, z którym odniósł spektakularne zwycięstwo pod Tannenbergiem już w pierwszym miesiącu wojny, był od niego aż o 18 lat starszy.
Do zapoznania obu wojskowych doszło w nocy 23 sierpnia 1914 roku w pociągu jadącym w kierunku Prus Wschodnich. Hindenburg wspomina to pierwsze spotkanie następująco: Jechaliśmy więc w kierunku wspólnej przyszłości, w pełni świadomi powagi sytuacji, ale również pełni ufności wobec Pana Boga, naszych dzielnych oddziałów i – co niemniej ważne – wobec siebie nawzajem. Od tego czasu przez całe lata miało łączyć nas wspólne myślenie i wspólne działanie. [...] Ja sam mój stosunek do generała Ludendorffa określam często jako szczęśliwe małżeństwo.
To „małżeństwo” rzeczywiście było zgodne przez całą wojnę, jednak w 1925 roku relacje pomiędzy Hindenburgiem a Ludendorffem uległy ostudzeniu. Wszystko za sprawą wyborów na prezydenta republikańskiej Rzeszy Niemieckiej, w których obaj startowali. Wybory wygrał Hindenburg, podczas gdy Ludendorff osiągnął pierwszy wynik od końca (zdobył zaledwie 1,1% głosów). Ta dotkliwa porażka upokorzyła go do tego stopnia, że w 1927 roku, podczas odsłonięcia pomnika mauzoleum upamiętniającego bitwę pod Tannenbergiem, demonstracyjnie trzymał się z dala od Hindenburga, a po śmierci prezydenta w 1934 roku nawet nie przybył na jego pogrzeb. W swoim testamencie Ludendorff zastrzegł, że nie chce, by pogrzebano go w mauzoleum obok dawnego kolegi. Zmarł trzy lata później i został pochowany na cmentarzu w Monachium.
Wracając jeszcze do zwycięskiej bitwy pod Tannenbergiem z sierpnia 1914 roku, traktowanej przez Niemców jako odwet za Grunwald i często nazywanej przez nich „rosyjskim Sedanem”: rozegrała się ona na terenie dzisiejszego województwa warmińsko-mazurskiego. Dowodzący armią rosyjską gen. Aleksander Samsonow, wskutek mylnych informacji był przekonany, że armia nieprzyjaciela została zdziesiątkowana. W międzyczasie to jego armia została pozbawiona skrzydeł, a następnie okrążona. Zginęło lub zaginęło 30 tys. żołnierzy rosyjskich, a ponad 90 tys. wzięto do niewoli – jeńcy wypełnili łącznie aż 60 pociągów! Rosyjski dowódca w rozpaczy popełnił samobójstwo w nocy z 29 na 30 sierpnia w lasach pod Wielbarkiem. Pochowali go lokalni robotnicy na terenie leśniczówki „Karolinka”. Generała Samsonowa przez niemal rok szukała jego żona Elżbieta. O jej staraniach można przeczytać w artykule Tajemnica grobu generała Samsonowa opublikowanym w „Gazecie Olsztyńskiej” (link na końcu tekstu).
Tymczasem zwycięski generał Erich Ludendorff święcił triumfy. Ceniono go za profesjonalizm i „zadziorność”, choć nie był człowiekiem ze stali – już wtedy na froncie wschodnim przeżył załamanie nerwowe. Ludendorff pozostawał prawą ręką Hindenburga aż do końca wojny. Odnieśli wspólnie kolejne znaczące zwycięstwa nad Jeziorami Mazurskimi, trwale pozbawiając armii rosyjskiej szans na ofensywę w rejonie Prus Wschodnich. Wobec tego prasa aliancka obu dowódców zaczęła określać jako „straszliwych Dioskurów”.
Na pamiątkę zwycięskiej bitwy pod Tannenbergiem pod miasteczkiem Olsztynek w woj. warmińsko-mazurskim stanął wspomniany pomnik poświęcony poległym, od śmierci Hindenburga w 1934 określany jako mauzoleum Hindenburga. Monumentalny obiekt upamiętniający zwycięską bitwę z 1914 roku, w latach 30. stał się celem licznych wycieczek dygnitarzy NSDAP. W 1945 roku mauzoleum wysadziły wycofujące się wojska niemieckie. Dziś po tej wielkiej budowli została tylko dziura w ziemi i tablice informacyjne. Jedynym zachowanym, godnym uwagi obiektem jest pomnik lwa stojący przed ratuszem w Olsztynku, który pierwotnie znajdował się w pobliżu mauzoleum. Co ciekawe, w pierwszej lokalizacji obok tego lwa stał też pomnik pamięci dla ofiar padłych koni.
Od 1915 roku Erich Ludendorff zajął się zarządzaniem kolonią wojskową Ober-Ost. Obejmowała ona tereny okupowane przez Cesarstwo Niemieckie, które przed I wojną światową należały do Rosji. Siedzibą tej kolonii było Kowno. Polityka Ludendorffa na tych terenach realizowała jego ideały, które określał jako „totalizację wysiłku wojennego”. W praktyce oznaczało to bezwzględną eksploatację gospodarczą podbitej ziemi: masową wycinkę Puszczy Białowieskiej, ścisłą kontrolę produkcji rolnej, rekwirowanie i reglamentowanie towarów. Polityka ta szybko doprowadziła do wygłodzenia i zatrważającej liczby chorób wśród ludności cywilnej. W ciągu roku – od 1915 do 1916 – populacja żubrów w rejonie Białowieży zmniejszyła się z 785 do 200. Były zabijane na potrzeby armii niemieckiej.
Problemy ludności na terenach okupowanych przez wojska niemieckie bardzo dobrze oddaje książka Ta wojna zmieni wszystko. Obraz I wojny światowej w literaturze wspomnieniowej kobiet. Autorki zebrały liczne zapiski z dzienników Polek żyjących we wszystkich trzech zaborach. Te świadectwa życia codziennego z lat 1914-1918 nie pozostawiają złudzeń: najbardziej okrutną i wyniszczającą politykę względem ludności cywilnej prowadziło Cesarstwo Niemieckie. Żandarmi niemieccy zabierali mieszkańcom nie tylko żywność, inwentarz, kołdry i lekarstwa. Rekwirowano nawet mosiężne klamki do drzwi, a w ich miejsce wstawiano drewniane. Latem 1916 roku wśród mieszkańców Warszawy krążyła wymowna plotka, wspomniana w pamiętniku księżnej Marii Lubomirskiej: Wyczekuje się upragnionych żniw, ale one nie dadzą ni mięsa ni tłuszczu. Opowiadają szeptem, że Niemcy, przywiedzieni do ostateczności, wyrabiają tłuszcz z trupów i że gdzieś w Belgii stoi sekretna fabryka.
Poza wyniszczającą eksploatacją podbitych terenów, ważnym elementem polityki Ober-Ost była zasada „dziel i rządź”, polegająca na próbach skłócania ze sobą klas społecznych. Jak w praktyce wyglądało to w Płocku, opisuje w swoim dzienniku z 1917 roku Maria Macieszyna: Wszyscy z pewną trwogą oczekują 1 maja. Chodzą wieści, że lud jest przez Niemców buntowany przeciwko burżujom, aby w tę stronę skierować niechęć wskutek braku chleba.
(...) Jako w rocznicę Konstytucji odbyło się dziś w katedrze nabożeństwo, podczas którego wszyscy śpiewali „Boże, coś Polskę”. Wszystkie sklepy były pozamykane, a na domach powiewały flagi o barwach narodowych. Pochodu żadnego nie było, czym Niemcy byli zmartwieni. Ale całe nasze społeczeństwo polskie jednomyślnie nie chciało urządzać pochodów, wobec tego, że Niemcy zabronili urządzać go robotnikom. Tym sposobem rachuby niemieckie, aby pokłócić między sobą klasy społeczne spełzły na niczym.
Wyrazem prowadzonej przez Ericha Ludendorffa polityki „dziel i rządź” było również faworyzowanie przez władze okupacyjne rozwoju szkolnictwa litewskiego i białoruskiego, i nakładanie w tym samym czasie restrykcji na szkolnictwo polskie. Postępował w ten sposób, ponieważ był przekonany, że „mieszana narodowościowo ludność sama z siebie nie tworzy żadnej kultury. Pozostawiona sama sobie, ulega polskości”. Z tego samego powodu Ludendorff nienawidził katolicyzmu. Był zniesmaczony tym, że osadnicy niemieccy w Prusach Wschodnich (np. Bambrzy w Poznaniu) tak szybko polonizowali się pod wpływem Kościoła Katolickiego.
Erich Ludendorff, zarządzając obszarem podległym Ober-Ost, czuł swoistą misję, przedłużenie tego, co niemiecka inteligencja na początku XX wieku nazywała deutsche Kulturarbeit im Osten (niemiecką pracą kulturową na Wschodzie). Kiedy jesienią 1915 roku po raz pierwszy przybył do Kowna, zachwycił go dawny zamek zakonu krzyżackiego. Jak pisał: Przemożne historyczne wrażenia obudziły się we mnie. Byłem zdecydowany podjąć na nowo na okupowanym obszarze pracę kulturową, którą przez wiele stuleci prowadzili Niemcy na tych obszarach.
Pasmo spektakularnych zwycięstw Cesarstwa Niemieckiego, którego ogromną dumą były okręty podwodne, przerwała złamana obietnica wyborcza Amerykanina Woodrowa Wilsona. Przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych jesienią 1916 roku wystartował w kampanii prezydenckiej z hasłem „On trzymał nas z dala od wojny”. W wyborach powszechnych zdobył 9 milionów głosów. Swoją główną obietnicę wyborczą, że „żaden amerykański chłopiec nie pojedzie walczyć za Ocean”, złamał już pół roku później.
Udział w I wojnie światowej Stanów Zjednoczonych po stronie aliantów przesądził o losach tego krwawego konfliktu. Przebywający na terenach Polski wykończeni żołnierze niemieccy, na rozkaz o udaniu się na front zachodni, reagowali rozpaczą: Żołnierze przysłani do dozoru nad spichrzami nagle zawezwani zostali na front zachodni i opuścili swoje posady. Byli to przeważnie ludzie starzy, już ponad 50, którzy głównie jedli i spali, a do reszty odnosili się z niesłychaną apatią. Rozkaz udania się na front zachodni wprawił ich w rozpacz. Ziemianie litują się nad nimi. Rozmawiałam z Panią Jabłońską Gutkowską II voto z okolic Drobina. Opowiada, że wojska niemieckiego prawie nie ma. Różni ludzie agitują, aby z tego skorzystać, rzucić się na tych Niemców i potłuc ich przy pomocy Rosjan. [M. Macieszyna, Pamiętnik Płocczanki, zapis z 28 czerwca 1917]
Wiosną 1918 roku Paul von Hindenburg i Erich Ludendorff rozpoczęli ostatni szturm na Paryż. Ta ofensywa pod kryptonimem „Michael” ostatecznie załamała się 5 kwietnia. Od marca do listopada Ludendorff spał zaledwie 4 godziny dziennie. Pracował praktycznie bez przerwy, co odbiło się na jego zdrowiu psychicznym. Załamanie nerwowe spotęgowała tragedia osobista – na początku operacji poległ jego drugi syn. Zrozpaczony generał polecił pochować go tuż obok swojej kwatery, a na prośby żony, aby ciało przewieziono do Berlina, odpisał: „Chciałem go tutaj zatrzymać. Często do niego chodzę”.
Aż do jesieni 1918 roku Hindenburg i Ludendorff ukrywali przed kierownictwem Rzeszy Niemieckiej druzgocące porażki armii niemieckiej na froncie zachodnim. Dopiero pod koniec września Ludendorff zwrócił się do władz o podjęcie natychmiastowych pertraktacji pokojowych z aliantami w obliczu załamania się armii. Kiedy klęska była nieuchronna, „straszliwi Dioskurowie” próbowali nadać jej znamiona „ukradzionego zwycięstwa”, obarczając winą rząd. Nawiązywali tym samym do popularnej germańskiej legendy o „ciosie zadanym w plecy niezwyciężonej armii”.
W listopadzie 1918 roku Ludendorff uciekł do Szwecji, gdzie zaczął pisać Wspomnienia wojenne. Oddając się temu zajęciu, usiłował znaleźć przyczynę wielkiej wojennej porażki Cesarstwa Niemieckiego. Całą odpowiedzialność zrzucił na „front wewnętrzny”, czyli elity polityczne nieumiejętnie zarządzające zasobami, a także komunistów korumpujących lud, którzy niszczyli „niemieckiego ducha narodowego”. Wśród głównych winowajców znaleźli się także socjaldemokraci, Żydzi, katolicy i monarchiści.
Erich Ludendorff miał szczególną obsesję na punkcie katolicyzmu. Jego paranoję spotęgował związek z psychiatrą Matyldą von Kemmitz, którą poznał w 1924 roku w Monachium, kiedy próbowała wyleczyć z uzależnienia od morfiny jego żonę Małgorzatę. Zaledwie dwa lata później Ludendorff rozwiódł się z Małgorzatą i związał się na stałe z Matyldą. Była to nietuzinkowa kobieta jak na czasy, w których żyła: rozwódka z tytułem naukowym, propagująca „reformę seksualną” i parająca się okultyzmem. Wielka miłość Ludendorffa wpłynęła także na jego dotychczasowe poglądy – dzięki niej nabrały one otoczki metafizycznej. Matylda von Kemmitz utwierdziła go także w przekonaniu, że największymi demonami i zagrożeniami dla „ducha niemieckiego” są Żydzi, masoni i katolicy, a zwłaszcza jezuici. W 1929 roku Ludendorff razem z drugą żoną założyli wydawnictwo. Książki i broszury drukowali pod szyldem Gegen Rom und Juda (Przeciw Rzymowi i Judzie).
W 1920 roku w Monachium powstała partia NSDAP. Zaledwie rok później Ludendorff osobiście spotkał się z jej przywódcą Adolfem Hitlerem. Jedynym zastrzeżeniem, jakie miał wobec tego ruchu, było to, że według niego w środowisku volkistowskim było za dużo „rzymczyków” (bo tak pogardliwie nazywał katolików). Hitler nie akceptował jego fanatycznej „walki z Rzymem”, gdyż nie chciał zrażać do siebie potencjalnych wyborców, wśród których było wielu chrześcijan. Ludendorff przez następne lata nie mógł się z tym pogodzić – w 1931 roku opublikował nawet fanatycznie antykatolicką broszurę pt. Zdrada niemieckiego narodu przez Hitlera na rzecz rzymskiego papieża. Z Hitlerem odnowił znajomość dopiero pod koniec życia, kiedy w 1937 roku papież Pius XI wydał encyklikę Mit brenner Sorge, otwarcie potępiającą ideologię narodowosocjalistyczną III Rzeszy.
W 1935 roku Erich Ludendorff ukończył swoje najważniejsze dzieło o głównej tezie: „wszystko jest wojną”. Traktat polityczny Der Totale Krieg (Wojna totalna), o którym mowa, oddaje całokształt poglądów generała, ubranych w duchową ideę „niemieckiego poznania Boga”. Dzieło to doskonale wpisało się w ideologię narodowego socjalizmu.
Pod koniec życia Ludendorff podtrzymał zdanie, jakoby za klęskę armii niemieckiej podczas I wojny światowej był odpowiedzialny „front wewnętrzny”, w wyniku czego ówczesnym obywatelom zabrakło „podstaw jedności duchowej”. Krytykował nawet katolickie i żydowskie piosenki śpiewane przez żołnierzy, które nie sprzyjały utrzymaniu sił duchowych narodu. Ubolewał też nad tym, że „narody nie mają żadnego zrozumienia dla wojen zaczepnych, mają natomiast dla walki w obronie własnej”, podczas gdy walka zaczepna także może być „walką o zachowanie życia narodu”. Twierdził, że losy I wojny światowej rozstrzygnęły rewolucje, a nie bitwy. Dlatego ważne znaczenie w przyszłych wojnach przypisywał propagandzie jako tej, która w największym stopniu jest w stanie wpłynąć na ducha narodu.
Ostatni rozdział swojego traktatu poświęcił „wielkiemu wodzowi”, na którego naród zasługuje tylko wówczas, jeśli stanie w jego służbie, tj. w służbie wojny totalnej. Wysiłki niemieckiej ludności cywilnej w trakcie Wielkiej Wojny ocenił jako niewystarczające, mimo że jej sytuacja była jeszcze gorsza niż ludności na okupowanym obszarze Ober-Ost:
Manifestacje głodowe we Lwowie. Po raz pierwszy. W Berlinie, Wiedniu, Monachium zdarzają się już od dawna. Tłum kobiet i wyrostków, uzbrojonych w kamienie i kije, powybijał na ratuszu wszystkie szyby, krzycząc: „Dajcie nam chleba lub oddajcie naszych mężów i ojców!”. (...) We Lwowie zaczynamy coraz bardziej odczuwać braki, do których Niemcy zdążyli się od dawna przyzwyczaić, brak najniezbędniejszych rzeczy: chleba, cukru, soli, nawet kartofli. (...) Niemcy wywożą codziennie z Galicji całe wagony zapasów. Wojna pokazała, jak bogaty jest ten kraj. [Maria Kasprowiczowa, Dziennik, wpis z 27 października 1916]
Źródła:
E. Ludendorff, Wojna totalna, Warszawa 2022. Wraz ze wstępem prof. Grzegorza Kucharczyka.
P. Szlanta, Tannenberg 1914, Warszawa 2010.
Tajemnica grobu generała Samsonowa, „Gazeta Olsztyńska”, 17.08.2017: https://gazetaolsztynska.pl/458430,Tajemnica-grobu-generala-Samsonowa.html
Ta wojna zmieni wszystko. Obraz I wojny światowej w literaturze wspomnieniowej kobiet, oprac. A. Niewęgłowska, I. Zaleska, Toruń 2022.
J. Wojewoda, P. M. Rozdżestwieńki, Bzura i Rawka 1914-1915. Wielka Wojna na terenie powiatu sochaczewskiego, Piekary Śląskie 2013.
Zdjęcia: domena publiczna.