10 lutego, 2021

Incelosfera. Anonimowe wyznania incela

Napisał do mnie w listopadzie, w apogeum ulicznych protestów przeciwko wyrokowi TK. Powiedział, że jest incelem (osobą żyjącą w mimowolnym celibacie). Uznał, że przy tak dużej polaryzacji społeczeństwa, kiedy słowo „incel” w formie obelgi nieustannie padało z ust kobiet, chciałby przedstawić drugiej stronie swoją perspektywę. Rozmawialiśmy z przerwami przez następne trzy miesiące – ja czytałam wysyłane przez niego wątki na forach, a on, poza swoimi spostrzeżeniami, dzielił się danymi i badaniami naukowymi. Sporządził nawet słownik opisujący świat inceli, który zamieściłam na końcu tekstu (jeżeli dla kogoś z Was pojęcia „incela”, „Julki” czy „Oskara” są zupełnie obce, zachęcam do zajrzenia tam w pierwszej kolejności). Zebrałam wszystkie jego wypowiedzi i publikuję w formie wyznania. Mojego głosu w tym tekście nie ma, bo nie o mój głos chodzi. Chodzi o oddanie głosu chociaż jednej osobie należącej do środowiska inceli. Oczywiście zarówno ja, jak i mój rozmówca mamy świadomość tego, że jego pojedynczy głos nie może uchodzić za reprezentatywny dla tak zróżnicowanej grupy. Jednak z pewnością bardziej przybliża on do prawdy niż artykuły dostępne w sieci, których autorzy snują domysły na temat inceli i robią im psychoanalizy. Tymczasem ani media, ani społeczeństwo (czyli my!) nie dajemy tym ludziom przestrzeni, aby sami opowiedzieli o tym, co czują, z czego wynika ich sposób myślenia i zachowania oraz czego być może potrzebują. Tekst jest długi, ale nie wyczerpuje wszystkich ważnych wątków, toteż jeśli macie jakieś pytania, śmiało zadawajcie je w komentarzach. Mój rozmówca jest otwarty na dyskusję i postara się na nie odpowiedzieć.

Rocznik 1995, z wykształcenia prawnik, pochodzenie chłopskie, czego nie ukrywam i staram się czerpać z tego dumę. Daje mi ono zupełnie inną optykę i pozwala spojrzeć na pewne procesy czy postawy z innej perspektywy. Moja rodzinna wieś jest lekko odizolowana od otoczenia, w samej miejscowości nie było prawie wcale moich rówieśników. Co do wymiarów: około 90 kg stabilnie od marca 2020 roku, kiedy zaczęła się pandemia oraz 175 cm wzrostu. Wzrost nie jest moim atutem, ale w przeciwieństwie do wielu przegrywów nie mam obsesji na jego punkcie. Rosnąć przestałem z końcem gimnazjum, wcześniej byłem jedną z najwyższych osób w klasie. Czasem zastanawiam się, czy mój rozwój biologiczny nie wyhamował z powodu traumy i sytuacji, w której mój organizm był nastawiony na tryb przetrwania.

PO CO TO WYZNANIE?

Myśl o tym, by porozmawiać z tobą na temat zjawiska inceli, towarzyszyła mi od paru tygodni. Wynikało to zarówno z samoświadomości, jak i chęci, aby druga strona zabrała głos. O incelach z reguły pisze się w sposób negatywny, w oparciu o doświadczenia z innego kręgu kulturowego (głównie z USA, skąd próbuje się przenosić różne poglądy i rozwiązania na grunt europejski z niezbyt dobrym skutkiem), demonizując tych ludzi. Sugerując, że w społeczeństwie grasuje armia „samotnych wilków”, którzy mogą uderzyć w każdej chwili; zwyrodnialców, potencjalnych gwałcicieli itd. Myślę, że takie publikacje, bez oddania głosu drugiej stronie, mogą właśnie do tego doprowadzić. Bo będą utwierdzać młodych, niezradykalizowanych ludzi w tym, że pójście radykalną drogą to dobra opcja.

Chciałem także pokazać, że przegrywami i incelami są ludzie, których codziennie mijacie na ulicy, w szkole czy w pracy. Możecie ich widzieć, ale nie zauważać. Często dlatego, że unikają kontaktu z innymi ludźmi. Umiejętność wtapiania się w tłum opanowaliśmy do perfekcji. Ale jesteśmy w społeczeństwie, w dodatku bliżej, niż niektórzy się tego spodziewają. Problemy z funkcjonowaniem w społeczeństwie i związkach może mieć twój brat, kuzyn, kolega z pracy. Chciałem zwrócić uwagę, że jest to naprawdę szeroka grupa. Nie tylko obejmująca osoby wykluczone, ale również takie, które na pierwszy rzut oka mogą dobrze funkcjonować. Nie potrafią prosić o pomoc, bo są nauczeni, że to coś niemęskiego. Ale potrzebują wsparcia.

ŚRODOWISKO I OKRES DOJRZEWANIA

Bezczynność jest moim znakiem rozpoznawczym. Z czego ona wynika? Myślę, że z tego, że w procesie mojego wychowania dominującą rolę odgrywała matka, która broniła mnie przed światem, wyręczała w różnych sprawach, czy zwalniała z obowiązków przy jednoczesnej bierności ojca. Nie miał dla mnie zbyt wiele czasu, przez co byłem zdany na nadopiekuńczą matkę. Ojca zastępował i zastępuje mi o pięć lat starszy brat z całą swoją oschłością. Ojciec, kiedy był w moim wieku, miał już dziecko. Z kolei ja w wieku 26 lat mam niemal zerowe doświadczenie w temacie związków i zerowe w temacie seksu.

Przez osiem lat, od pierwszej klasy podstawówki do końca gimnazjum, codziennie, co godzinę byłem zaczepiany i wyzywany przez rówieśników. Nieinformowanie o wypadach czy spotkaniach, brak udziału w wydarzeniach, wybieranie mnie na samym końcu do drużyny na wuefie – klasyka. Ten okres szkolny właściwie wyparłem z pamięci. Dlaczego byłem dręczony? Trudno to jednoznacznie określić. Może przez to, że nie potrafiłem złapać kontaktu z rówieśnikami, musiałem mieć wszystko pod kontrolą i się od nich izolowałem? Może z powodu tego, że pewne dźwięki mnie przerażały? Może z powodu nadopiekuńczości matki? Może przez to, że uczyłem się bardzo dobrze? W każdym razie mój kontakt z rówieśnikami był skąpy i nie miałem jak nabywać umiejętności społecznych, a dręczenie i związana z tym samoizolacja oraz odtrącenie rówieśników temu nie sprzyjały.

Wybrałem liceum z internatem 70 km od domu. Głównie dlatego, że musiałem zmienić środowisko na takie, które nic o mnie nie wie. Liceum zacząłem z przytupem, integrując się z innymi, ale po kilku tygodniach nastąpiło załamanie nerwowe.

Pierwszy rok był bardzo ciężki. Depresja, stany lękowe, somatyzacje (potrafiłem kilka razy w tygodniu w czasie zajęć dostawać biegunki, o czym nikomu nie mówiłem). Ujawniła się fobia społeczna na bardzo wysokim poziomie, ale ukrywałem to i nie prosiłem o pomoc. Siedziałem w ławce sam, gdzieś na uboczu, a na przerwach trzymałem dystans wobec rówieśników, do których nie wiedziałem nawet jak zagadać. Kilka dziewczyn mi się podobało, ale tego nie okazywałem. Byłem dla nich niewidoczny i vice versa – starałem się jak najbardziej wtopić w tłum. Dopiero po półtora roku udało mi się trochę otworzyć i złapać kontakt z paroma osobami. Może nie do końca przegrywami, ale nie wpasowywali się też w koncept normika, czyli przeciętnego człowieka. Pozostali oswoili się z tym, że nic o mnie nie wiedzą, że jestem zaklęty jak skała. Niektórzy mówili, że jestem autystyczny. Być może jest to prawda. Kilka razy spotkałem się z sugestiami, że przejawiam cechy zespołu Aspergera. Mam zamiar podjąć się w przyszłości diagnozy, która mnie ominęła z racji tego, że moje dzieciństwo na prowincji z dala od dużych ośrodków przypadło na czasy, kiedy wiedza o spektrum autyzmu była na niskim poziomie.

TEN JEDEN RAZ

W drugiej klasie liceum poznałem w internecie pewną dziewczynę – ten typ, o której tacy jak ja mówią „szara myszka”. W. mieszkała na drugim końcu Polski. Artystyczna dusza, też miała problemy z depresją. Zgadaliśmy się na pewnym portalu, później przeszliśmy na dogorywające już GG i tak spędziliśmy półtora roku. Bardzo szczęśliwe półtora roku, jednak dziś wiem, że to trwało co najmniej o rok za długo. Żałuję, że nie pojechałem do niej przed maturą – może nie miałbym w głowie wykreowanego, nie do końca realnego wyobrażenia na jej temat.

Zacząłem coś do niej czuć, ale nie potrafiłem tego wyrazić. To było coś naiwnego – tym bardziej, że to była pierwsza kobieta w moim wieku, z którą nawiązałem jakikolwiek kontakt wykraczający poza przywitania i pozdrowienia. Wybraliśmy studia w tym samym mieście. Wtedy postanowiłem pójść na całość i spotkać się z nią. Umówiliśmy się blisko uniwersytetu. Pamiętam ten moment, kiedy chwilę przed umówioną godziną dostałem smsa o treści „już jestem”.

Ten obraz, choć już zatarty, będzie ze mną na zawsze. W. zakodowała we mnie wzorzec tego, jak powinna wyglądać dziewczyna, która najbardziej by mi się spodobała: niebieskie oczy, długie, ciemne blond włosy, wzorzysta spódnica, ciemne rajstopy, połyskliwe buty. Z dodatków wisiorek z błękitnym kamieniem oraz okulary – lenonki. Gdy ją zobaczyłem, zatkało mnie. Zdążyłem wydusić „cześć” oraz parę innych słów, po czym… zacząłem się jąkać, co zdarza mi się w chwilach skrajnego stresu. Dopiero po chwili się uspokoiłem i tak przepędziliśmy półtorej godziny, wychodząc na miasto. Byłem jak na haju.

Czy wtedy się zraziła? Być może tak, ale jeszcze dawała mi szansę. Wszystko zaczęło się sypać dwa miesiące później. Za bardzo się zaangażowałem, kiedy miała trudne chwile w życiu osobistym. Z upływem czasu zaczęła zrywać zaproszenia na spotkania. Wiedziałem, że coś jest na rzeczy. Im bardziej oddalaliśmy się od siebie, tym bardziej mi na niej zależało. Pewnego pięknego wiosennego dnia, gdy wychodziłem z zajęć, przyszedł sms od W. Zobaczyłem tylko nagłówek: „Hej, nie wiem, jak ci to przekazać…”. Czułem, o co chodzi, dlatego po drodze kupiłem dobre piwo. Siedziałem nad smartfonem kilka godzin. W końcu nie wytrzymałem, puściłem w tle „Non, je ne regrette rien” i odczytałem wiadomość. Oznajmiła, że to koniec znajomości. Że dziękuje za ten czas i przeprasza za taką formę. Jedyne co mogłem zrobić, to podziękować i przeprosić, jeśli nieświadomie ją skrzywdziłem.

Kilkukrotnie próbowałem reanimować kontakt z W., jednak bezskutecznie. Czasem wejdę na jej profil. Żyje, ma się dobrze, spełnia się, ale już nic do niej nie czuję. Stała się dla mnie obojętna po tym, gdy znalazłem jej konto na Twitterze – zapewne myślała, że tam nie trafię. Opisała na nim jeden z moich sekretów związanych z kondycją psychiczną (kiedy zacząłem na poważnie leczyć się psychiatrycznie). W. opisała to w taki sposób, by nawet osoba trzecia mogła zgadnąć, o kim mowa. Gdy to zobaczyłem, zmroziło mnie. Wiedziałem, że to koniec.

WESELA INCELA

Na weselach wtapiałem się w tłum i byłem niewidoczny po to, by jak najszybciej odizolować się od reszty i czmychnąć w ustronne miejsce, często ze smartfonem w ręku. Oczywiście pojęcie „osoba towarzysząca” mnie nie dotyczy. Nie tańczę, ewentualnie zatańczę parę razy z jakimiś ciotkami albo w drodze absolutnego wyjątku raz czy dwa z kuzynkami, ale już po spożyciu pewnej ilości alkoholu. Na ostatnich imprezach nieznajome osoby pytały, czy poznałem kogoś na studiach. Nie wiedziałem, co wtedy powiedzieć i odpowiadałem w sposób otwarty, pod który można podpiąć cokolwiek. Osoby z bliższej rodziny nie zadają takich pytań, bo wiedzą, że ten temat mnie nie dotyczy.

Tegorocznego sylwestra się nie obawiałem, bo z oczywistych powodów wszyscy spędzali go w domach, a zamykanie się w pokoju przed laptopem, kiedy rodzice wraz z krewnymi tłuką na pełen regulator disco polo, jest dla mnie rzeczą jak najbardziej normalną. Nie znam innej formy spędzania Sylwestra. Aczkolwiek chciałbym choć raz wyrwać się z domu. Miałem taką okazję rok temu, ale… matka postawiła weto. Dostałem zaproszenie od znajomych z internetu. Nie miałem odwagi powiedzieć jej o wyjeździe do ostatniej chwili, bo wtedy zaczęłaby węszyć, co się stało, że ja, osoba nigdy nigdzie niezapraszana, nagle gdzieś się wybieram. A kiedy powiedziałem jej o tym 31 grudnia po południu, zrobiła mi awanturę, dlaczego powiedziałem jej tak późno. No i uznała, że jest już za późno, by ktokolwiek odstawił mnie na pociąg. To było bardzo podłe i przygnębiające.

RUCH „NOFAP”

Mój główny sposób wyładowywania frustracji to odpalenie kompa i mało produktywne pochłanianie treści z filmów, komentarzy, stron internetowych, portali społecznościowych, grup. Różne fora, grupki na Facebooku, Wykop i imageboardy znane z tego, że gromadzą wykolejeńców niepasujących do społeczeństwa. Przykładałem rękę do obalania nietykalnego dotychczas autorytetu Jana Pawła II przez cenzopapy, co miało niemały wpływ na rewolucję obyczajową, jaka właśnie dokonuje się w naszym kraju. Wchłaniałem to wszystko wraz z otoczką wisielczego, czarnego humoru, balansowania na krawędzi dobrego smaku oraz radykalizmu. Co ciekawe prawie nigdy nie zrobiłem komuś krzywdy z premedytacją, stalkując czy obrażając. Dopiero niedawno, być może po terapii i powiedzeniu głośno tego co czuję, coś we mnie pękło i zacząłem odpalać mowę nienawiści wobec kobiet myśląc, że to nie wyjdzie poza zamknięte miejsca. Do siedzenia przed laptopem dochodzi masturbacja, aczkolwiek zauważyłem, że masturbacja częściej niż raz w tygodniu wpływa na mnie źle. Nasilają się wtedy frustracja, stany lękowe i problemy z koncentracją.

Uważam, że nie warto zakazywać masturbacji, bo nasz organizm i tak musi wydalić nasienie, które się zestarzało. Jeśli tego nie zrobimy, to sam się tego pozbędzie. No i samo trzymanie nasienia nie jest zdrowe. Niemniej jednak uzależnienie od masturbacji, erotyki i pornografii to obszar, w którym osoby z problemami w nawiązywaniu relacji z kobietami mają spory problem. Stąd duża popularność różnego rodzaju wyzwań, w których uczestnicy rezygnują z oglądania porno czy z masturbacji. Wyrósł wokół tego swoisty ruch, traktujący temat śmiertelnie poważnie. Jego entuzjaści umawiają się na wyzwania związane z „nofapem”, motywują się wzajemnie, podsuwają rady. Patrzę na to z przymrużeniem oka i traktuję jako coś nieszkodliwego. W końcu okresy największych dołów i frustracji związanych z brakiem znajomych czy dziewczyny łączyły się u mnie z niezdrową masturbacją. Tuż przed świętami zerwałem z tym. Po prostu – znudziło mi się to. Odpuściłem kamerki i filmy.

Zwolennicy „nofapu” twierdzą, że do resetu umysłu potrzebne są trzy miesiące bez pornografii i masturbacji. Tu należy nadmienić, że nie zabraniają oni seksu, a wręcz do niego zachęcają. Ja u siebie przez ostatni miesiąc zauważyłem spadek testosteronu, przez co moja frustracja i ból związany z brakiem partnerki zmniejszył się. Zobojętniałem w tej kwestii, co przyjąłem z pewną ulgą. Zacząłem mieć jaśniejszy umysł. Więcej czasu poświęcam na rzeczy związane z nauką i samorozwojem.

NIE ZAWSZE ZE WSI I BEZ WYKSZTAŁCENIA

Skończyłem dobre studia, ale to jeszcze nic nie znaczy. Byłem na nich przeciętniakiem i w ich trakcie miałem problemy związane z zaliczeniami, powtarzaniem roku, chęcią ucieczki. Bujanie się po wyjazdach studenckich czy kołach naukowych mnie ominęło. W trakcie poznałem raptem kilkanaście osób równie odjechanych jak ja, z którymi możemy taplać się w swoim bagienku. Klasyczny klub kawalerów. Kobiet o poglądach konserwatywnych czy ogólnie mówiąc niszowych jest bardzo mało. Trudno żeby popierały system narzucający im normy, które mogą być dla nich opresyjne. Dopiero w tym roku w internecie trafiłem na środowisko bardziej tolerancyjne i liberalne, jednak z powodu pandemii spotkałem się z tymi ludźmi jedynie w wakacje. W ostatnich tygodniach zaszła duża zmiana – po roku siedzenia na wsi wyjechałem z domu rodzinnego do miasta wojewódzkiego. Znalazłem pracę w budżetówce. To mój pierwsze poważne doświadczenie zawodowe w wieku 26 lat. Nie ma z tego kokosów, ale w obecnym kryzysie ta praca sprawia wrażenie stabilnej.

Część inceli kuleje w kwestiach kompetencji zawodowych czy edukacyjnych i są w jakiś sposób wykluczeni społecznie, bo żyją na prowincji z dala od większych miast, skończyli szkołę na poziomie średnim, nie mają pracy, więc siedzą w domu i nie mogą się wyprowadzić. Są także wykluczeni komunikacyjnie, a nie wszyscy mają auta. Jeśli uda im się znaleźć pracę, to często utykają w gównorobotach w Januszexach u lokalnych potentatów. Młodzi, inteligentni ludzie wyjeżdżają ze wsi i małych miast do większych ośrodków i tam zostają – dotyczy to zwłaszcza kobiet. Kwestia dysproporcji w liczbie mieszkańców w zależności od płci na terenach wiejskich jest naprawdę widoczna. Popularność programów telewizyjnych „Rolnik szuka żony” i „Chłopaki do wzięcia” nie wzięła się znikąd. Jako że wielu przegrywów pochodzi z klasy ludowej, w ich refleksjach na temat swojego położenia pojawia się także niewypowiedziany wprost konflikt klasowy. O ile Julki mogą pochodzić właściwie z każdej klasy społecznej, to Oskarki mają mieć dobrą pozycję dzięki kapitałowi rodziców – zarówno materialnemu, jak i kulturowemu.

Jednocześnie obok grup wykluczonych ze względu na swoje pochodzenie, miejsce zamieszkania czy deficyty związane z edukacją bądź pracą są również ci, którzy przegrywają mimo dobrej sytuacji materialnej. Ten problem w dużej mierze dotyczy osób nieco starszych, w wieku powyżej 25 lat. Pracujących w bardziej rozwijających zawodach, po studiach, często z bogatszym doświadczeniem życiowym i zawodowym, zwłaszcza w sektorze wysokich technologii i IT, gdzie jest mało kobiet. Dla wielu z nich samorozwój jest rezultatem myślenia, że jeśli nie są w stanie przyciągnąć kobiety swoim wyglądem, to może będą mieli szanse na powodzenie, eksponując status społeczny. Wielu z nich kupuje auta przynajmniej klasy E, odpowiednio dopasowane ubrania, markowe kosmetyki, regularnie ćwiczą na siłowni. Mimo tego nadal nie są w stanie przyciągnąć kobiet na coś więcej niż ONS [One Night Stand – przygoda erotyczna na jedną noc]. Część z nich korzysta z usług prostytutek oferujących format GFE [Girlfriend Experience – coś w rodzaju inscenizowanej randki]. Chwalą i polecają te usługi w internecie. Wyróżnia ich również to, że starają się przedstawiać swoje stanowisko na temat związków w bardziej inteligentny sposób, np. przytaczają statystyki, dane naukowe, opracowania.

STOSUNEK DO KOBIET

W moim przypadku w stosunku do kobiet, w większym stopniu niż nienawiść odczuwam niechęć, uprzedzenia i frustrację. Mam świadomość, że nie wszystkie kobiety są złe, że nie wszystkie kierują się instynktami w doborze partnera. Nie uważam też, że one jakoś szczególnie się na mnie uwzięły. Jak mogłyby się na mnie uwziąć, skoro byłem dla nich niewidzialny? Wśród inceli są również tacy, którzy wkurzają się na dziewczyny i hejtują je w swoim internetowym gronie, ale mają z nimi kontakt w realu. Niektórzy nawet bardzo dobry: rozmawiają z nimi, spotykają się na mieście. Ale cierpią, bo mimo usilnych starań nie mogą wyjść poza friendzone. Tych, którzy dobrze funkcjonują społecznie, dobija fakt bycia beciakiem.

Największe schody zaczynają się wtedy, kiedy ktoś przeszedł przez przymusową socjalizację w ramach systemu edukacji ze skąpymi kontaktami z dziewczynami. Należy jednak pamiętać, że incel ma ogólnie problem ze wszystkimi ludźmi, bez względu na płeć. Przyczyny tego stanu rzeczy są różne: zaniedbania w procesie wychowawczym, wieloletnie uzależnienie od elektroniki, zaburzenia lękowe, problemy z depresją czy zaburzenia ze spektrum autyzmu. W anglojęzycznym internecie nazywa się takich ludzi „mentalcelami” - od zbitki pojęcia „mental illness” i „incel”.

Wśród inceli panuje również przekonanie, że kobieta nie może być przegrywem, bo kobietom ma być łatwiej w życiu na różnych płaszczyznach. Natomiast ja uważam, że kobiety też mogą być incelkami czy przegrywkami, aczkolwiek są to przypadki sporadyczne, wiążące się z poważnymi problemami z wyglądem czy psychiką. Drogi przegrywów i przegrywek nigdy się nie przetną, bo zarówno oni, jak i one gardzą sobą nawzajem.

SZARE MYSZKI – NIE TAKIE SZARE

Incele, mimo groźnego oblicza, wewnątrz są bardzo wrażliwi i delikatni. Zakładają, że przed skromną dziewczyną będą mogli być sobą, nie będą musieli zgrywać twardziela. Poza tym liczą na więź i zrozumienie ze strony kogoś, kto jest na uboczu i być może również doświadczył wykluczenia. Wielu przegrywów marzy o tym, że do ich piwnic wpadnie taka szara myszka i ich wyciągnie do ludzi. Część inceli odrzuca i tę narrację. Twierdzą, że nawet szara myszka kopnie ich w tyłek na rzecz Chada, bo tak działają prawidła natury i genetyki dążące do ulepszenia gatunku. Chad jest wzorcowym reproduktorem mającym dostarczać najlepszy materiał genetyczny; cechuje się bardzo dobrymi warunkami fizycznymi związanymi ze wzrostem, masą, mięśniami, uwydatnionymi rysami twarzy, fryzurą. Ma to przełożenie na jego powodzenie wśród kobiet.

Kim są „szare myszki”? To dziewczyny 5-7/10, które mają niezły gust modowy. Mogą być eleganckie lub przeciętne, ale nie zaniedbane. Dyskretnie stosują makijaż, nie przesadzają z odsłanianiem ciała, farbowaniem włosów, akcesoriami, tatuażami czy piercingiem jak Julki. Inceli odrzuca wulgarność i bezpośredniość w wyglądzie zewnętrznym, jaką mają prezentować Julki albo Karyny. Incel nie podbiłby do dziewczyny 10/10, bo wie, że „nie dla psa, dla Chada to”, poza tym bałby się na taką spojrzeć. 7/10 to maksimum tego, co może być w jego zasięgu. Generalnie incel preferuje dziewczyny przeciętne bądź nieco powyżej przeciętnej. Swój honor ma i niechętnie obniża poprzeczkę.

WYMAGANIA WOBEC PRZYSZŁEJ PARTNERKI

Wątpię w to, czy jest wiele kobiet, które sprostałyby moim wymaganiom. I nie są one związane z wyglądem. Po pierwsze raczej nie zamierzam zawierać związku małżeńskiego. W wierność w dzisiejszych czasach już nie wierzę. Wiem, że potencjalna partnerka w moim wieku będzie „naznaczona” co najmniej kilkoma byłymi. Nie wymagam czystości i raczej bym jej podświadomie nie chciał, woląc kogoś bardziej doświadczonego. I tak, wiem, że taka liczba, kilku partnerów, to nie jest nic nadzwyczajnego. Boję się, że partnerka, niezadowolona ze związku (bo zdaję sobie sprawę, że w najlepszym wypadku byłbym dla niej opcją awaryjną), może z czasem odejść. Może też wystąpić z pozwem rozwodowym, zabierając ze sobą połowę wspólnego majątku. Według mnie w dzisiejszych czasach bez intercyzy ani rusz.

Druga sprawa to moja świadoma decyzja, że nie chcę mieć dzieci. Nie zamierzam przekazywać dalej swoich wadliwych genów. Sam czuję się jak dziecko, więc nie wiem, czy zniósłbym takie zobowiązanie. Uważam to za bardzo dużą odpowiedzialność. Boję się, że ze swoimi wadami, zwichrowaną psychiką i wycofaniem mogę stworzyć w najlepszym wypadku kopię siebie. Nie potrafiłbym wychować dziecka. Nie potrafiłbym sprzedać dziecku, szczególnie jeśli to byłby syn, męskich wzorców, których sam nie doświadczyłem. Taki człowiek na pewno miałby problemy z sobą, więc może lepiej się w to nie bawić. Dla mnie mającego wgląd w siebie byłaby to tragedia, patrzeć na kolejną nieszczęśliwą osobę i wiedzieć, że przyłożyłem do tego rękę. Być może kiedyś mnie to zaboli, ale na razie przyjmuję stanowisko, że rozmnażać się nie zamierzam, dzieci mieć nie chcę. Swoją drogą, antynatalizm to popularne podejście do życia wśród przegrywów. Myślę, że taka decyzja jest dowodem samoświadomości oraz pewnej mądrości.

ROMANTYCZNE WZORCE W POPKULTURZE

Mam świadomość tego, że nie będę „tym pierwszym” dla partnerki. Że jeśli kogoś poznam, to u drugiej połówki nie będę wzbudzał odczuć związanych z pożądaniem, podnieceniem, poczuciem zadowolenia z bliskości. Nie będzie efektu „wow”. Będzie to raczej związek z rozsądku powodowany względami pragmatycznymi. We dwoje żyje się łatwiej, koszty utrzymania są mniejsze. To inceli boli i mnie także – rozczarowanie i świadomość swojej pozycji. Wychowaliśmy się na popkulturze, która pokazywała romantyczne wzorce oraz nauczyła nas, że bycie dupkiem jest „be”, a jak będziesz miły, nie będziesz chamski wobec kobiet, to się w życiu ustawisz, a kobiety będą na to patrzeć przychylnym okiem. Uświadomiliśmy sobie, że tak nie jest. Nawet jeśli będziemy się starać, to nie będziemy pożądani przez naszą partnerkę, bo wyszalała się w przeszłości i szuka bezpiecznej przystani. Natomiast my nie mieliśmy żadnej młodości i nie przeżyliśmy jej w widowiskowy sposób, co szczególnie mocno uwypuklają media społecznościowe.

Jestem po studiach. Ludzie w moim wieku mają już jakieś doświadczenia. Niektórzy się pobrali, urodziły im się dzieci. Tymczasem ja z doświadczeniem w kontaktach społecznych jestem w końcówce podstawówki. Ze starszymi ode mnie nie chcę się bujać, dla młodszych mogę być za stary. Czuję, że tego braku doświadczenia i tego, czego zabrakło mi w przeszłości, nie da się nadrobić, dlatego może lepiej przestać oglądać się na innych i odpuścić temat szukania kogoś na siłę. Spadła mi presja. Niedawno doszedłem do wniosku, że może ja uganiałem się i tęskniłem za czymś, co do mnie nie pasuje, w czym bym się nie odnajdywał? Gdybym w tym momencie znalazł się w związku, nie wiedziałbym co robić, jak postępować, jak często okazywać zainteresowanie drugiej osobie. Tyle lat życia samemu, że gdyby ktoś pojawił się w moim życiu, nie mam pewności, czy by mi się to spodobało.

CO DALEJ?

Nie wierzę w to, że będę normikiem. Mam za dużo rys na psychice. Mówię głośno i wprost, że jestem incelem. Nie zamierzam nikogo skrzywdzić - uwalenie muchy to maksimum, na co mnie stać. Nie potrafiłbym ubić nawet karpia. Ale tak, mam duży problem. Nie wiem, czy z niego wyjdę.

Nie wiem, czy dożyję starości, raczej nie zamierzam. Stosunki z bratem mam przeciętne. Jeśli rodzice znikną i nie uda mi się znaleźć kogoś, z kim mógłbym iść przez życie, to co mnie będzie trzymało przy tym życiu? Na razie daję sobie czas do osiągnięcia 30 lat. Jeśli stanę się czarodziejem (tak nazywa się 30-latków, którzy nie doznali przynajmniej seksu, być może także związku), to odpuszczam sobie ten temat na zawsze i uruchamiam cope (metoda radzenia sobie z rzeczywistością, której nie można zmienić), czyli wizyty u prostytutek. Osobiście nie chciałbym tego. To może być forma wyparcia, odsunięcia problemu.

Leczę się psychiatrycznie od prawie trzech lat. Najpierw terapia indywidualna, potem grupowa, na której robię za „celebrytę”. Na pewno jestem tam jednym z cięższych przypadków. Czasem myślę, że grupa ma mnie dość – ciągle te same problemy i życiowa bezradność. Ale po ponad dwóch latach coś drgnęło. Zacząłem nazywać uczucia i powiedziałem na głos coś, czego nie potrafiłem wyrazić: nienawidzę ludzi za nieumiejętność kontaktu z nimi oraz za doznane krzywdy i nie wiem, co z tym zrobić. Terapeutka twierdzi, że najprawdopodobniej mam zespół Aspergera. Że cechy z nim związane w przeszłości były bardziej intensywne (stąd miało wynikać moje cierpienie w czasach szkolnych), ale zdążyłem się ich oduczyć kosztem lęków o to, jak zostanę odebrany przez otoczenie. Boję się, że nawet jeśli nauczę się funkcjonować w społeczeństwie, to będzie to coś wyuczonego, podczas gdy innym przychodzi to intuicyjnie i naturalnie. Poza tym stany depresyjne, które kiedyś dotykały mnie sezonowo, od około dwóch-trzech lat są dla mnie permanentne.

INCELE A WYROK TK

Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 2020 roku to obszar, w którym incele są podzieleni. Osób, które popierają wyrok i chciałyby nawet większego zaostrzenia prawa aborcyjnego, jest wbrew pozorom mało i są one powiązane z kręgami konserwatywnymi. Inni popierają liberalizację prawa aborcyjnego oraz przymusową sterylizację ludzi, którzy ich zdaniem nie dają gwarancji właściwego wychowania potomstwa ze względu na swoje zaburzenia psychiczne czy status materialny. Są również głosy wprowadzające do mainstreamu tzw. aborcję prawną. Zwolennicy tego układu, postulowanego przez niektóre liberalne partie w Skandynawii, chcą, aby mężczyzna również mógł podjąć decyzję o aborcji. Nie byłaby to jednak aborcja w znaczeniu medycznym ani też znane z naszego prawa zaprzeczenie ojcostwa, w którym potomstwo wytacza przeciwko ojcu pozew, lecz złożenie oświadczenia woli, zgodnie z którym ojciec dziecka zrzeka się względem niego wszelkich praw i obowiązków: nie ma prawa do spotkania się z dzieckiem, nie widnieje również w dokumentacji jako ojciec dziecka.

Większość inceli zgodnie stwierdza, że nawet jeśli nie zgadza się z wyrokiem TK, to warto było go opublikować, bo „p0lki zapiekła dupa”. Twierdzą, że wyrok, który w pewien sposób wpływa na życie seksualne, wymusi branie odpowiedzialności za swoje czyny i ich następstwa przez „ruchających”. Incele nie popierają postulatów Ogólnopolskiego Strajku Kobiet związanych m.in. z darmową antykoncepcją twierdząc, że doprowadzi to do jeszcze trudniejszego dostępu do seksu. Boli ich postulat finansowania antykoncepcji z ich podatków, bo z niej nie korzystają.

POGLĄDY POLITYCZNE INCELI

Środowisko inceli w dużej mierze kwestionuje zdobycze liberalnej demokracji, ale twierdzenie, że wszyscy incele to skrajna prawica jest błędne. W największym skrócie, incele uważają, że świat zaczął psuć się w latach 60., kiedy postępowała rewolucja seksualna i zmiany obyczajowe. Marzą o możliwości powrotu do funkcjonowania społeczeństwa przed tymi wydarzeniami. Odnoszę wrażenie, że coraz więcej przegrywów łapie się na tym, że są ofiarami późnego kapitalizmu, który narzuca tryb życia związany z optymizmem, spontanicznością i sukcesem podsycany przez cały „przemysł” psychologów, trenerów, dietetyków, sportowców, influencerów. W tym wiąże się mitologizowanie przeszłości sprzed rewolucji seksualnej. Założenie jest takie, że wtedy ludzie przywiązywali mniejszą wagę do wyglądu, a z powodu wojen czy ciężkiej pracy proporcje demograficzne między kobietami a mężczyznami były wyrównane (a gdzieniegdzie jak np. w ZSRR było nawet więcej młodych kobiet niż mężczyzn), przez co parcie na wygląd partnerki czy partnera miało być mniejsze. Społeczeństwo było młode, a jednocześnie do lat 80. w Polsce konserwatywne. Warto jednak zaznaczyć, że incele nie przepadają za konserwatywnym modelem życia z dominującą rolą ojca kilkorga dzieci. Nie do końca potrafią odnaleźć się w tym schemacie, mając świadomość, że sami nieraz byli ofiarami takiej sytuacji w rodzinie. Z kolei ci, którzy w dzieciństwie nie posiadali żadnego męskiego wzorca, nie potrafiliby udźwignąć roli ojca.

Jedna rzecz jest pewna – przegrywy, anony, incele czy trollnet to środowisko, które w większości jest nastawione negatywnie wobec mainstreamu i demokracji liberalnej. To że parę lat temu na forach forsowali Trumpa, PiS, Dudę czy Korwina wynikało nie tyle z autentycznych przekonań użytkowników, co z chęci obalenia konsensusu. I – co chyba najważniejsze – w nadziei na inbę, co spełniło się w przypadku Trumpa.

Jeżeli przegrywy sympatyzują z lewicą, to jest to stara lewica pochylająca się nad o wiele szerszymi grupami społecznymi niż dzisiejsza nowa lewica. Chodzi tu o taką lewicę społeczną, którą za granicą reprezentują Slavoj Žižek czy Noah Chomsky, a w Polsce państwo Okraskowie (i szerzej środowisko pisma „Nowy Obywatel"), Rafał Woś, Łukasz Moll czy nawet Monika Jaruzelska. Ta grupa przegrywów być może zwróciłaby się w stronę lewicy, gdyby nie świadomość, że dzisiejsza lewica reprezentuje interesy mniejszości seksualnych czy Julek, które patrzą na nich z wrogością. Dlatego mimowolnie, nawet jeśli nie zgadzają się z wieloma postulatami prawicy, to zwracają się w jej stronę.

Chciałbym, aby lewica zaprezentowała konkretną narrację dla inceli, gdyż może ona zaoferować lepsze rozwiązania dla osób z problemami niż szeroko pojęta prawica. Chodzi mi o podejście do zdrowia psychicznego, dyskusję na ten temat i swobodę mówienia o problemach w sposób niewykluczający. Wiem, że prawica tego podejścia nie zaoferuje i jeszcze będzie wpędzać w poczucie winy osobę z problemami, która się do nich przyzna, bo „facet to musi być facet”. Jednocześnie lewica głośniej mówi o kwestiach związanych z zatrudnieniem, prawami pracowniczymi czy kondycją opieki psychiatrycznej, która w Polsce jest tragiczna. Pokłosiem tego wszystkiego są młodzi ludzie coraz bardziej oddalający się od siebie. Dziewczyny idą do Julek, a chłopaki wchodzą na tag #przegryw na Wykopie.

CZY INCELE SĄ NIEBEZPIECZNI?

Frustracja i toksyczność sprawiła, że skoro inni nas odrzucili, wpadliśmy na pomysł, abyśmy to my odrzucili innych i w nich uderzali. Powrzeszczymy, pobluzgamy, ale potem wracamy do codziennych zajęć. Po niektórych z nas w życiu byście się nie spodziewali, że publikujemy szokujące rzeczy w internecie. Jest to forma odreagowania frustracji i odcięcia się od codzienności.

Nie uważam, aby incele, zarówno w Polsce, jak i na świecie, byli niebezpieczni. Zdecydowanie bardziej są autodestrukcyjni.

Większość z nich odgraża się w internecie – opisują, co by zrobili kobietom, fetują różne nieszczęścia, ale w gruncie rzeczy to wrażliwe osoby, które nie potrafiłyby zrobić komuś krzywdy. Co najwyżej sobie. Miejsca w sieci gromadzące inceli cechuje wisielczy humor i aluzje do samobójstwa zwanego „bohatyrem” (z ang. „do an hero”) lub „magikiem” (od lidera Paktofoniki, który zabił się, skacząc z okna wieżowca). Nawet jeśli osoby dotknięte przez brak kontaktów z płcią przeciwną decydują się na wyładowanie swojej nienawiści na innych osobach (na anglojęzycznych stronach jest to określane jako „go ER” – skrót od nazwiska Ellita Rodgera, który dokonał pierwszego głośnego zamachu przypisywanego incelom), działają zazwyczaj tak, by odebrać sobie życie, bądź dokonać „suicide by cop” – sprowokować policjantów do zastrzelenia ich. Reasumując – jest to środowisko przede wszystkim autodestrukcyjne, zaniedbujące siebie, odrzucające pomoc psychologiczną.

JAK POMÓC?

Cenię szczere podejście. Jeśli komuś coś się we mnie nie podoba, to niech to powie, byle konstruktywnie. Natomiast jeśli komuś coś się we mnie podoba, to niech to doceni i powie dlaczego. Nie znoszę niedopowiedzeń – muszę mieć wszystko pod kontrolą. Oprócz tego bardzo brakuje mi poczucia bycia dla kogoś potrzebnym, co wiąże się nie tylko z relacjami damsko-męskimi. Bardzo pomaga mi świadomość, że nie istnieję dla siebie samego i że moja egzystencja daje komuś jakąś wartość dodatnią. Doświadczyłem tego, kiedy przez pół roku pracowałem. Wówczas moja kondycja psychiczna i umiejętności społeczne poprawiły się. To, że ktoś mnie potrzebował, było dla mnie budujące. Kiedy pożegnałem się z ludźmi w firmie, popłakałem się pierwszy raz od wielu miesięcy. Wiedziałem, że to koniec pewnego etapu w życiu i powrót do dawnej rzeczywistości. Tak jak wspominałem, kilka tygodni temu po roku przebywania w domu rodzinnym na wsi udało mi się znaleźć pierwszą poważną pracę. Wymusza ona intensywny kontakt ze współpracownikami, co działa na mnie bardzo dobrze i pozytywnie przekłada się na umiejętności społeczne. Ta praca sprawia, że moja egzystencja, nawet jeśli chodzi o przerzucanie papierów, staje się w jakiś sposób przydatna. Na razie czuję się w niej dobrze.

Większość przegrywów i inceli to zwykli ludzie, którzy pogubili się w życiu i rozpaczliwie wołają o pomoc, nawet nieświadomie. Życzyłbym sobie podejścia do nas bardziej otwartego i wyrozumiałego. Empatia, empatia, empatia. Chciałbym, aby inni ludzie, szczególnie młode kobiety, podchodziły do tematu inaczej. Złośliwość rzucana w sposób nieskrępowany tylko utwierdza nas w postawach. Zamiast tego potrzebne jest zapewnienie, że druga strona wie, że mamy problemy i wie, co robić, aby je przezwyciężyć. Aby je przezwyciężyć, potrzebna jest wyrozumiałość, środowisko wprowadzające oraz pomoc w odszukaniu drogi do specjalistów – psychologów i psychiatrów. Oraz do kobiet, które nie będą nas skreślać i nie będą się nas bać. Chodzi o naukę budowania i rozwijania zwykłych relacji koleżeńskich, aby później umieć przejść na wyższy poziom. Przy czym ważne jest, aby to był kontakt bezpośredni, z żywym człowiekiem, w którym nie można drugiej osoby wyciszyć, w którym nie da się zrobić pauzy, przemyśleć tego, co się odpisze, czy usunąć wiadomości. Myślę, że tego potrzebujemy. Spora część z nas byłaby w stanie zmienić swoje przekonania, trafiając na życzliwych ludzi.

W Polsce brakuje odpowiednika „Wolontariatu Koleżeńskiego” stowarzyszenia Mary i Max. Polega on na wprowadzaniu do społeczeństwa jednej strony przez drugą poprzez spotkania, wyjścia na miasto, do kawiarni, galerii czy do parku rozrywki. Ten program jest kierowany głównie do młodych ludzi z zaburzeniami ze spektrum autyzmu – część inceli może mieć cechy tych zaburzeń bądź same zaburzenia (również niezdiagnozowane, co szczególnie dotyczy ludzi, którzy dzieciństwo we wczesnych latach dwutysięcznych spędzili na prowincji). Poza tym pomimo braku jakichkolwiek ograniczeń, miażdżącą część wolontariuszek stanowią kobiety, zatem incele oswajają się z ich obecnością.

Oprócz tego ważna jest edukacja medialna, która pokazywałaby młodym ludziom, że treści, które widzą w internecie, mogą być przejaskrawione, przez co trzeba podchodzić do nich z rezerwą. Oraz że mogą paść ofiarami środowisk mogących wykorzystywać ich słabości. Ten postulat odnosi się zarówno do inceli, jak i reszty społeczeństwa.

MINISŁOWNIK – ŚWIAT WEDŁUG INCELA

1. Incel (ang. involuntary celibacy) – mimowolny celibat; określenie osób (głównie młodych mężczyzn), którzy mimo starań nie są w stanie wejść w związki ani uprawiać seksu. Określenie w obecnym brzmieniu pojawiło się w latach 90. XX wieku na forum internetowym dla samotnych obojga płci, ale swoją genezę ma w wieku XVIII.

2. Oskar – to określenie pojawiło się na Wykopie około 2018-2019 roku i oznacza polski odpowiednik Chada. Oskar jest wysoki, szczupły, umięśniony, cieszący się powodzeniem rówieśniczek na czele z Julkami. Wychował się w rodzinie należącej w większości przypadków do klasy średniej. Jego rodzice wykonują wolne zawody bądź są przedsiębiorcami prowadzącymi Januszexy – prywatne biznesy zatrudniające do kilkudziesięciu osób, często słabo opłacanych, stanowiące główne źródło pracy na prowincjach. Rodzice dbali o rozwój Oskara: od wczesnego dzieciństwa opłacali mu szkoły językowe, kursy, wyjazdy na obozy zagraniczne. Mieszka on na nowym osiedlu pod miastem bądź w centrum, w dizajnerskim mieszkaniu w zreprywatyzowanej kamienicy. Z powodu obracania się w bańce sobie podobnych ma nie znać potrzeb zwykłych ludzi, w tym wykluczonych i przegrywów. Potrafi być obcesowy wobec kobiet, traktować je przedmiotowo, ale one mu wybaczają.

3. Julka – młoda kobieta, P0lka we wczesnym stadium. Jest na bieżąco z trendami i mediami społecznościowymi. Ma Twittera, gdzie poza pisaniem ***** ***, wzdycha do artystów, np. z Korei Południowej czy do atrakcyjnych Oskarów z okolicy. Narzeka też na inceli, z którymi wdaje się w utarczki internetowe. Może być odpowiednikiem „Stacy”, czyli najatrakcyjniejszej w okolicy nastolatki, ale wcale nie musi nią być. W przeciwieństwie do Oskara może też pochodzić z różnych grup społecznych. Określenie pojawiło się na Wykopie około 2019 roku.

4. Kukol/kukold – określenie wylansowane w Polsce w 2020 r. na kanale na YouTubie Szarpanki z życiem. Trafiło do Polski z anglojęzycznego internetu, zatracając swoje pierwotne znaczenie. W znaczeniu używanym na 4chanie około 2016 roku „cuckold”/”cuckhold”/”cuck” oznaczało mężczyznę upokorzonego przez kobietę, rogacza. Odnosiło się dosłownie do sytuacji z filmów pornograficznych, w których mężczyzna jest świadkiem tego, jak jego partnerka uprawa seks z kimś obcym (najlepiej czarnoskórym) i sam z tego czerpie przyjemność. Obecnie określenie rozmyło się i oznacza zarówno mężczyznę, który robi rzeczy po to, by przypodobać się kobiecie, licząc na gratyfikację w postaci spotkania, związku czy seksu (dawniej tej postawie odpowiadał używany w polskojęzycznym internecie termin „białorycerz”), jak i mężczyznę, który robi cokolwiek dla kobiety czy z kobietą, nawet bezinteresownie. Nazywanie kukolem bywa sprowadzane do absurdu; mężczyzna pomagający kobiecie, której chwilę wcześniej stała się krzywda (była ofiarą wypadku bądź napaści) też może być kukolem.

5. Beciak – samiec beta, mężczyzna niebędący w związku, który ponosi porażki w kontaktach z kobietami, lecz nie jest wobec nich uprzedzony. Ewentualnie jest w związku, ale jest to związek z rozsądku bądź ze względów finansowych, bez namiętności. Często ma dobry kontakt z kobietami, ale nie jest w stanie wyjść poza relację koleżeńską.

6. -pill – podejście do życia wyznawane przez inceli. Nazwa wywodzi się od pigułek oraz od wyboru, przed jakim stanął Neo, bohater Matrixa. Miał on do wyboru niebieską pigułkę („bluepill”), symbolizującą życie w iluzji i nieświadomość tego, jak naprawdę funkcjonuje świat, oraz czerwoną pigułkę („redpill”), która symbolizowała bolesną świadomość mechanizmów kierujących życiem. Przyjęcie redpilla niekoniecznie musi być złe. Daje ono osobie świadomość swojego położenia, ale również pole do dokonywania zmian, do samodoskonalenia, do poprawiania swojej kondycji i pozycji. Ewentualnie do radzenia sobie z rzeczywistością przez wyparcie („cope”). Z tej motywującej otoczki odarta jest czarna pigułka – „blackpill”. Dostarcza ona brutalną prawdę o świecie, o uwarunkowaniach kierujących ludźmi, o kryteriach doboru w związkach i nie pozostawia odbiorcom żadnych złudzeń – it’s over: nie masz po co startować do panienek, byłeś przegrany od samego początku i nie miałeś na to wpływu. Podświadomie blackpill potęguje depresję, wyzwala agresję oraz myśli samobójcze („suifuel”, od „suicide fuel”). Nową „pigułką” jest „whitepill” – ma właściwości będące syntezą redpilla i blackpilla. Jest to ukazanie prawdy o świecie z jednoczesną zachętą do dbania o siebie, odcięcia się od hedonizmu współczesnego świata i życia po swojemu, bez uzależniania swojego samopoczucia od innych ludzi, szczególnie od kobiet. Zbliżoną postawę prezentuje MGTOW („Men Going Their Own Way”).

7. Betauprising – marzenie niektórych przegrywów i inceli, szczególnie takich, którzy nienawidzą otoczenia oraz obejrzeli Jokera i utożsamiają się z tytułowym bohaterem. Marzenie o tym, by podpalić świat. Pierwotnie pojęcie odnosiło się do zamachów wymierzonych w kobiety i normików, których dokonywali przegrywy. Obecną sytuację na świecie związaną z koronawirusem, zamykaniem się świata, globalnym kryzysem, protestami i radykalizacją postaw można uznać za zwieńczenie marzeń o takiej globalnej katastrofie i płonącym świecie, którym przegrywy mogą się upajać zza monitora. Swoistym betauprisingiem jest też uprzykrzanie życia normikom w mniej inwazyjny sposób – dzwonienie na policję z powodu głośnych imprez w środku nocy, drobne złośliwości czy internetowe akcje związane z oszukiwaniem i wystawianiem kobiet na stronach i aplikacjach randkowych. Są to tzw. „eksperymenty”, które jednocześnie służą potwierdzeniu blackpillowych tez, że o powodzeniu miłosnym w pierwszej kolejności decyduje atrakcyjny wygląd, potem status, bynajmniej nie charakter.

Paryżewo

Czytaj oraz wspieraj dziennikarstwo i publicystykę na wysokim poziomie.
Zobacz, kto mnie rekomenduje:
Więcej
paryzewo.pl 2023 - wszystkie prawa zastrzeżone