Kilka słów o jednej z najlepszych książek, jakie kiedykolwiek przeczytałam, czyli o wydanym w 1989 roku opracowaniu „Święto wiosny. Wielka Wojna i narodziny nowego wieku” pochodzącego z Łotwy kanadyjskiego historyka Modrisa Eksteinsa.
Eksteins pisze o I wojnie światowej jako o precedensie pod względem kulturowym. Skupia się na prądach w sztuce i estetyce oraz na nastrojach społecznych, które doprowadziły do wybuchu Wielkiej Wojny, tych, które dopiero wykształciły się w latach 1914–1918, i ostatecznie tych, które wojna po sobie pozostawiła. Tytuł książki nawiązuje do baletu rosyjskiego kompozytora Igora Strawińskiego, mającego swą prapremierę w Paryżu w maju 1913 roku. Eksteins podzielił swoje dzieło na akty, a refleksje na temat klimatu, jaki panował w Europie tuż przed wybuchem wojny, rozpoczyna od opisu atmosfery towarzyszącej prapremierze „Święta wiosny”.
Dużą część książki historyk poświęca erupcji nastrojów społecznych w Berlinie, która miała miejsce tuż po zamachu na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w Sarajewie. W znacznej mierze wpłynęła na nią także pogoda: „Dnie owego lata były długie i słoneczne, noce łagodne, opromienione światłem księżyca. Uroda owych pamiętnych wakacji stanowi część wiedzy o lecie 1914 roku, część jego siły oddziaływania i jego mistyki. My jednak, rozpoczynając ten rozdział od przypomnienia pogody, nie chcemy przywoływać obrazów słońca i igraszek, regat żaglówek i atmosfery sennych popołudni (mimo że są to obrazy istotne dla odtworzenia poetyckiego klimatu tamtego lata przed burzą), lecz po prostu dlatego, że piękne dni i noce lipca i sierpnia zachęcały Europejczyków do wyjścia z domów i demonstrowania swoich uczuć i uprzedzeń publicznie, na skwerach i ulicach miast i miasteczek. Tamtego lata masowe okazywanie nastrojów społecznych przesądziło o losie Europy”.
Odtworzenie tego nastroju przez Eksteinsa skutecznie burzy mit, jakoby śmierć milionów żołnierzy w trakcie I wojny światowej była wyłącznie kaprysem rządzących. Historyk pisze o wielkich tłumach, które 25 lipca po zamachu w Sarajewie wyległy na ulice w oczekiwaniu na odpowiedź Serbii na wystosowane dwa dni wcześniej austriackie ultimatum. Tego dnia tłumy maszerowały w stronę pałacu cesarskiego, gromadziły się pod ambasadą austriacką, Ministerstwem Spraw Zagranicznych i Ministerstwem Wojny. Kiedy 31 lipca kajzer ogłosił stan bezpośredniego zagrożenia wojną, w ciągu kilku godzin gwałtownie wzrosły ceny towarów, a ze sklepów zniknęły wszystkie konserwy. Na ulice wyszło 50 tys. berlińczyków owładniętych nieposkromionym entuzjazmem. Następnego dnia tłum przed pałacem cesarskim liczył od 100 do 300 tysięcy demonstrantów, ludzie śpiewali tradycyjny hymn bojowy protestantów „Potężną twierdzą jest nasz Bóg”, a do śpiewu przygrywała orkiestra pułku królowej Elżbiety. W tym czasie największy marsz antywojenny socjaldemokratów liczył zaledwie 10 tys. ludzi, jednak tuż po wypowiedzeniu wojny nawet przedstawiciele rządowej socjaldemokratycznej opozycji zaczęli skłaniać się ku nacjonalizmowi w obawie przed ostracyzmem berlińczyków. Jak pisze Eksteins, „dla Niemców w 1914 roku wojna była ideą, a nie konspiracją mającą na celu ekspansję terytorialną. Byli przekonani o swojej moralnej racji i wyższości”. W wojnie poszukiwano prawdy, autentyczności, samospełnienia. Tej idei przewodziło hasło: „Niech Bóg ukarze Anglię”.
Z kolei wielu Brytyjczyków entuzjastycznie nastawionych do wybuchu I wojny światowej traktowało ją jako mecz i postrzegało w duchu sportowej rywalizacji. W przedwojennej Anglii niezwykłą popularnością cieszyły się futbol, rugby oraz krykiet. Ten ostatni był domeną klasy wyższej i stanowił jedną z ulubionych rozrywek studentów. Oprócz Eksteinsa pisze o tym również John Garth w biografii „Tolkien i pierwsza wojna światowa. U progu Śródziemia”. Autor „Władcy Pierścieni”, zanim znalazł się na froncie (walczył m.in. nad Sommą), w chwilach wolnych od zajęć na Oksfordzie oddawał się wraz z przyjaciółmi grze w krykieta. Większość bliskich towarzyszy Tolkiena poległa w Wielkiej Wojnie. Smutny los spotkał także żołnierzy z 17. Batalionu (Piłkarskiego Batalionu), który utworzono w grudniu 1914 roku. Zginęło ponad tysiąc sportowców, z czego 462 osoby poległy pod miastem Arras.
Książka Eksteinsa najczęściej bywa krytykowana ze względu na przedstawienie I wojny światowej wyłącznie z perspektywy klasy średniej. Rzeczywiście, najwięcej uwagi autor poświęca tej warstwie społecznej, a zwłaszcza artystom, którzy brali udział w wojnie nie tylko jako żołnierze na pierwszej linii frontu, ale również jako propagandyści, kierowcy ambulansów czy ordynansi. Wielokrotnie wspomina brytyjskich poetów: Wilfreda Owena, Ruperta Brooke’a, Roberta Gravesa, Ivora Gurneya, Siegfrieda Sassoona, Edmunda Blundena i wielu, wielu innych.
Jak zaznacza autor, Wielka Wojna była pierwszą w historii wojną klasy średniej. Poprzednie odbywały się w obronie interesów feudalnych, były walkami dynastycznymi, rywalizacjami książąt. Właśnie w tym Eksteins upatruje przyczyny początkowego idealizmu żołnierzy i entuzjazmu berlińczyków. Poza armią rosyjską, w której w 1917 roku rozpowszechniły się idee marksistowskie, na froncie, zwłaszcza zachodnim, odsetek dezercji był niewielki. Jeśli zdarzały się protesty, wynikały one z warunków życia w okopach, kiepskiego jedzenia i wyposażenia – nie z konieczności walki samej w sobie, gdyż klasa średnia postrzegała ją jako obowiązek, który należy spełnić. Co nie oznacza, że autor pomija takie kwestie jak doświadczenie traumy wojennej czy nie podejmuje próby opisania lęku, jaki towarzyszył żołnierzom tuż przed wyjściem z okopów, kilka sekund przed usłyszeniem gwizdka dowódcy. Dużo uwagi historyk poświęca również rozejmowi bożonarodzeniowemu i nastrojom, które do niego doprowadziły (warto zaznaczyć, że ten fenomen miał miejsce także na froncie wschodnim).
Eksteins próbuje też znaleźć przyczynę zawiązywania się między walczącymi tak silnej wspólnoty losu, nazywanej braterstwem. Pisze o osamotnieniu żołnierzy przytłoczonych uczuciem wyizolowania. Doświadczenie życia na froncie było nieporównywalne z niczym innym w ich przeszłym życiu i w żaden sposób nie dało się go zrozumieć czy opisać cywilom. W związku z tym odczuwali oni większą nienawiść i pogardę do cywilów niż do wroga. Eksteins przywołuje również stosunek żołnierzy do dziennikarzy wojennych. „Gazety przyprawiają mnie o epileptyczne drgawki. Jeśli kiedyś wystawią pomnik Prasie, będę nalegał, aby posąg miał kacze nóżki, strusi żołądek, gęsi móżdżek i świński ryj” – zanotował w dzienniku jeden z Francuzów. Inny żołnierz wspomina o listach z domu, które nie mniej często raniły swoją naiwnością: „Ironicznie brzmiały: «Staraj się nie zostać rannym» albo «Nam też jest ciężko!». Na Boga, od czego?”.
Ostatni akt książki historyk poświęca powojennej recepcji twórczości brytyjskich poetów-żołnierzy (których w 1936 roku William Buttler Yeats pominął w swojej antologii argumentując, że bierne cierpienie nie może być treścią wielkiej poezji), a także odbiorowi powieści „Na Zachodzie bez zmian” Ericha Marii Remarque’a. Powieść ta ukazała się w styczniu 1929 roku dzięki oficynie UIlstein i w ciągu kilkunastu miesięcy stała się światowym bestsellerem, przynosząc autorowi ogromną rozpoznawalność i dochody. Książka „Na Zachodzie bez zmian”, według Remarque’a mówiąca więcej o pokoleniu powojennym niż o doświadczeniu życia na froncie, była szeroko komentowana przez wszystkie ugrupowania polityczne. Komunistyczna lewica krytykowała ją za „sterylność umysłu burżuazyjnej inteligencji” i interpretację wojny w kategoriach rzewnej sentymentalności. Z kolei konserwatywna prawica uważała „Na Zachodzie bez zmian” za dzieło szkodliwe. Wojna była dla nich nieuniknioną koniecznością. Jeśli Remarque uznał ją za absurd, to konserwatyzm jako zbiór wierzeń również stał się absurdem.
Ostatni rozdział „Święta wiosny” to refleksje Eksteinsa nad nazizmem. Autor postrzega go jako najwyższy wyraz kiczu: „Nazizm był usiłowaniem okłamania w pięknym stylu narodu niemieckiego i świata. Piękne kłamstwo jest istotą kiczu. Kicz jest odmianą ułudy, formą szachrajstwa. Jest «wzbogaceniem» codziennej rzeczywistości, która inaczej byłaby duchową próżnią. Oznacza «zabawę» i «emocje», energię i widowisko, a przede wszystkim «piękno». Kicz zastępuje etykę estetyką. Kicz jest maską śmierci. Nazizm był najwyższym wyrazem kiczu, jego otępiającego umysł ukrytego wyroku śmierci. Nazizm, tak samo jak kicz, przyoblekał się w kostium życia; rzeczywistością obu była śmierć. Trzecia Rzesza była tworem «ludzi kiczu», ludzi, którzy mylili relacje między życiem i sztuką, rzeczywistością i mitem, i którzy za cel istnienia uważali zwykłą afirmację pozbawioną komplikacji, niewymagającą krytycyzmu i analizy wewnętrznej. Ich wrażliwość tkwiła w powierzchowności, fałszu, plagiacie, oszustwie”.
Według Eksteinsa nazizm obrał za punkt wyjścia skrajny subiektywizm i uczucia, gdyż świat obiektywny nie potrafił dać ciepła i ukojenia. Stąd Hitler, który po powrocie do ojczyzny z I wojny światowej był nikim, gdyż nie mógł określić się za pomocą żadnych kryteriów społecznych, uciekał się do kategorii osobistych emocji, symbolu i stylu. Dla Hitlera wszystko stało się stylem – symbolem, substytutem, abstrakcją. Był to człowiek pozbawiony spontaniczności i autentyczności; wszystko w nim było sztuczne i skryte. Wstydził się własnej fizjologii, nie był zdolny do prawdziwego uśmiechu, nawet jego erotyzm był operowy. Hitler to ofiara, która dzięki grze stała się bohaterem, zaś nazizm był stworzonym przez niego wielkim widowiskiem.
„Święto wiosny. Wielka Wojna i narodziny nowego wieku” to książka imponująca pod każdym względem: budowy, wielości wątków, intertekstualności, bibliografii, liczby nazwisk, na które autor się powołuje, i świetnego języka. Eksteins serwuje tylko tzw. mięso; tu nie ma zdań zbędnych, tu wszystko jest esencją.
