Anna Senik (ur. w 1988 r.) to ukraińska fotografka, która w swoich pracach podejmuje temat rodzimego folkloru. Urodziła się, dorastała i nadal mieszka w Kijowie. Zdjęcia robi od 22 lat, przez długi czas łączyła fotografię z pracą w mediach. Obecnie zajmuje się obsługą medialną Sił Operacji Specjalnych i próbuje powrócić do projektów fotograficznych. Na swoim profilu na Instagramie zestawia zdjęcia kobiet w ukraińskich strojach ludowych z ujęciami zniszczeń wojennych. Jej przekaz dociera do 50 tysięcy osób. Umówiłam się z nią na wywiad, bo chciałam porozmawiać o pięknie.
24 lutego – jak zastał Cię ten dzień?
Byłam w domu, kiedy obudziły mnie odgłosy ataków rakietowych. Jak dla wszystkich początek wojny był dla mnie ogromnie stresujący. Ale od razu wiedziałam co robić – po obiedzie stałam już w kolejce ochotników do wojska.
Do wojska wstąpiłaś już w 2014 roku, po aneksji Krymu…
W 2014 roku wstąpiłam do batalionu ochotniczego Azow i byłam jego sekretarzem prasowym. Potem pracowałam w mediach, w ostatnich latach zajmowałam się tylko sztuką. Do Wojsk Obrony Terytorialnej dołączyłam 24 lutego 2022. Uznałam, że mój kraj potrzebuje mojego doświadczenia i umiejętności.
Jak na Twoje decyzje reaguje rodzina?
Moja rodzina martwi się o mnie, ale zawsze wspiera moje decyzje. To moje niezawodne zaplecze.
Mówisz o umiejętnościach zdobytych w 2014 roku. Jakiej najważniejszej rzeczy nauczyłaś się w trakcie wojny w Donbasie?
Bez względu na to, jak wiele przemocy i zła jest wokół, najważniejsze jest, aby nie wpuścić tej wojny między siebie.
Czy są takie pytania dziennikarzy zagranicznych, które uważasz za będące nie na miejscu?
Niektórzy dziennikarze pytali, co czułam, pracując na terenach wyzwolonych, kiedy widziałam zniszczone domy i zamordowanych ludzi. Interesowało ich, jakie emocje to we mnie wywołuje i jak wpływa na mój stan psychiczny i fizyczny. Świadczy to o całkowitym niezrozumieniu tematu wywiadu i granic, poza które rozmowa nie powinna wykraczać.
A jak często do Ciebie piszą?
W marcu i kwietniu maile otrzymywałam codziennie, teraz kilka razy w tygodniu. Cieszyłam się, że mogłam powiedzieć prawdę o tym, co dzieje się na Ukrainie. Wierzę, że w tej wojnie informacja również jest bronią, której trzeba użyć.
Od początku odpisujesz na moje maile w języku polskim. Skąd tak dobra znajomość języka polskiego?
Dwóch moich pradziadków miało polskie korzenie. Co prawda ich rodziny mieszkały na Ukrainie od kilku pokoleń, ale zachowały polską tożsamość. I chociaż obecnie w mojej rodzinie nie pozostało już nic z polskości, od zawsze interesowały mnie moje korzenie – język, kultura. Mój pseudonim artystyczny Ładna Kobieta to także nawiązanie do mojego polskiego pochodzenia. Chociaż obecnie, aby uniknąć zamieszania, posługuję się głównie nazwiskiem, ponieważ coraz więcej zagranicznych mediów publikuje moje zdjęcia.
Piękno, które pokazujesz na swoich fotografiach, dociera do widzów z całego świata. Mam wrażenie, że właśnie to piękno chroni Ukraińców przed postrzeganiem ich w zagranicznych mediach wyłącznie jako ofiar rosyjskiej agresji. Rozumiem, że tworzenie również jest dla Ciebie formą walki z okupantem?
Piękno to najlepszy sposób na opowiedzenie o czymś. Cały świat już wie, że Rosjanie niszczą Ukrainę, a moje zdjęcia pokazują dokładnie to, co oni chcą niszczyć: ludzi i tworzoną przez nich kulturę. Wraz z początkiem inwazji na pełną skalę moje zdjęcia przestały być tylko ładnymi obrazkami. Za każdym z tych zdjęć i ich bohaterów kryje się prawdziwa historia ludzi, których życie odmieniła wojna: ktoś został żołnierzem, ktoś ochotnikiem, ktoś uchodźcą, wielu straciło krewnych. Chcę, żeby świat nas zobaczył.
Podczas gdy Ty cały czas jesteś na miejscu i tworzysz piękno, obrazy z Ukrainy, jakie najczęściej teraz do nas docierają, to zdjęcia płaczących ludzi na tle zrujnowanych blokowisk. Co dzieje się poza kadrami? Gdzie ci ludzie później mieszkają?
Otrzymują tymczasowe mieszkania, tzw. „domy modułowe” od państwa lub organizacji charytatywnych. Niektórzy zamieszkują z krewnymi lub przenoszą się do innych regionów Ukrainy.
W jednym z wpisów na Instagramie napisałaś, że zło jest tymczasowe, a piękno trwa wiecznie. Skąd bierzesz siłę do tworzenia piękna w środku tego piekła?
Z miłości. Miłość do życia – dopóki istnieje to uczucie, człowiek wciąż poszukuje i tworzy piękno. Tak długo, jak miłość opiera się rozczarowaniu i płonie we mnie, jestem zdolna do sztuki.
Jaka najpiękniejsza rzecz przytrafiła Ci się po 24 lutego?
Sesja zdjęciowa w Rumunii. Planowaliśmy ten projekt jeszcze w zeszłym roku. Wyjazd został odwołany z powodu ograniczeń w podróżowaniu w trakcie pandemii. Przełożyliśmy go na wiosnę, ale wojna złamała wszystkie nasze plany. Postanowiłam jednak, że nie pozwolę, aby wojna ukradła nawet moją sztukę. Gdy tylko mogłam, pojechałam zrobić tę serię zdjęć. Po raz pierwszy po kilkumiesięcznej przerwie znowu trzymałam aparat w dłoniach. To ponownie uczyniło mnie sobą. Po sfotografowaniu pierwszego kostiumu usiadłam na podłodze, żeby przejrzeć materiał. Piękno, które zobaczyłam, głęboko mnie poruszyło. Ciężko mi znaleźć słowa, by opisać moje uczucia. To była mieszanka szczęścia, wdzięczności za to, że mogę ponownie tworzyć, i wdzięczności za to, że żyję. Piękno to nie tylko estetyka – odtąd stało się jednym z najsilniejszych doświadczeń w moim życiu.
Czy któraś z innych sesji zdjęciowych szczególnie zapadła Ci w pamięć?
Pamiętam wszystkie moje sesje zdjęciowe. Każda z nich jest dla mnie w jakiś sposób wyjątkowa, ale niektóre z nich przeżywam bardziej osobiście, ponieważ w danym momencie odbiegają zupełnie od moich doświadczeń. Jedną z nich jest seria „Wróżba miłosna”. Ta piękna historia miłosna bardzo kontrastowała z tym, co wówczas działo się w moim życiu. Jednocześnie to była ta seria, w której nawet ból staje się narzędziem kreatywności.
Z kolei w moją pamięć najbardziej wryła się Twoja sesja przedstawiająca matkę karmiącą piersią wśród dojrzałego zboża.
Te zdjęcia przedstawiają moją najlepszą przyjaciółkę Olgę ze swoimi córkami. Była moją muzą na różnych etapach swojego życia: kiedy jeszcze była sama, później w ciąży, zamężna i z pierwszym dzieckiem, kiedy urodziła drugą, a potem trzecią córkę. To wspaniałe, gdy ta sama osoba inspiruje cię przez tak długi czas. Dla mnie Olga jest nie tylko bliską przyjaciółką, ale także obiektem sztuki. Jestem wdzięczna, że pomogła mi pokazać piękno różnych etapów życia kobiety i że zrobiła to tak szczerze.
A co sądzisz o sesji zdjęciowej z udziałem pary prezydenckiej dla amerykańskiego Vogue’a?
Te zdjęcia wywołały jednocześnie wiele pochwał i wiele krytyki. Jednak dla mnie jako fotografa ważne jest, że po raz pierwszy fotografia stała się wreszcie narzędziem do dyskusji w społeczeństwie ukraińskim – zamiast wywiadu, wideo czy przemówienia. Oznacza to, że ludzie w końcu „słyszą” zdjęcia, a nie tylko je oglądają.
Czytałaś prozę Aleksijewicz?
Tak, oczywiście. Po raz pierwszy przeczytałam jej „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” w 2012 roku – jeszcze przed wojną z Rosją. Niektóre fragmenty naprawdę mnie poruszyły, a nawet sprawiły, że zaczęłam płakać. Ale nie rozumiałam do końca tej książki. Przeczytałam ją po raz drugi w 2015 roku. Rozumiałam znacznie więcej głową, ale jeszcze nie sercem. Teraz rozumiem już wszystko, o czym mówiły te kobiety, i sama doświadczyłam niektórych z tych rzeczy. To jedna z tych książek, które można zrozumieć dopiero po własnych przeżyciach. Dlatego chciałabym, aby następne pokolenia kobiet jej nie rozumiały.
Jesteś feministką?
Nigdy nie czułam potrzeby tak się określać. Ale, biorąc pod uwagę mój styl życia, prawdopodobnie tak. Miałam dużo szczęścia, ponieważ mój ojciec od zawsze uczył mnie szanować i chronić siebie. Mam także rozwinięte poczucie siostrzeństwa wobec innych kobiet. Podziwiam ich siłę, osiągnięcia i piękno. Bycie kobietą to wielka przyjemność i jednocześnie wielkie wyzwanie, dlatego musimy się wzajemnie wspierać.
Wróćmy do literatury. Kogo z pisarzy ukraińskich polecasz przeczytać?
Mychajło Kociubyński i jego „Cienie zapomnianych przodków” – to tragedia z fabułą na poziomie światowych arcydzieł i z unikalną treścią estetyczną.
A arcydzieła kultury rosyjskiej? Czy wypada teraz słuchać Czajkowskiego?
To kwestia naszej wewnętrznej moralności. To nie jest pytanie o to, czy muzyka Czajkowskiego jest dobra. Chodzi o to, że słuchając jej, zmieniasz swoją orientację na wroga. Trudno mi sobie wyobrazić, aby któryś z Ukraińców mógł teraz cieszyć się jakimikolwiek przejawami kultury rosyjskiej.
Gdzie jest Bóg?
Bóg jest w nas. Wszystkie dobre uczynki czyni naszymi rękami.
A Kościół prawosławny? Jaka jest jego rola w tej wojnie?
Wiara jest teraz ważna. Ludzie znajdują oparcie we własnych myślach i modlitwach. Kościół poprzez swoich kapelanów wojskowych pomaga tym, których podróż do Boga rozpoczęła się na wojnie – bo czasami nawet lwy potrzebują na tej ścieżce duchowego wsparcia.
Jak myślisz, kiedy to wszystko się skończy?
Jestem optymistką i mam nadzieję, że w przyszłym roku zwycięstwo i dalszy pokój staną się rzeczywistością.
Jakie kwiaty najbardziej kojarzą Ci się z Ukrainą?
Malwy i kwiaty jabłoni.
Więcej zdjęć Anny Senik możesz obejrzeć na jej profilu na Instagramie.